Młodsze dzieci chore. Wstaję rano, tak ok. 6:00 (jeśli dzieci pozwolą pospać nieco dłużej). Na “autopilocie” budzę najstarszego do szkoły. Chodzimy bezszelestnie, bo może reszta towarzystwa jeszcze chwilę dłużej pośpi. Nic z tego, w drzwiach staje Krysia i trzymając pod pacha ulubionego misia, radośnie oznajmia: “mama wstałam!”. “Dzień dobry kochanie, może jeszcze chwilę pośpisz? NIE! OK – usiądź, mama włączy Ci bajkę dobrze?”. Mała siada grzecznie, przytula misia i ogląda kolejna przygodę Myszki Mickey. Szykuję się do pracy, robię śniadanie młodemu, zabieram z lodówki coś dla siebie i jestem gotowa. Idę budzić Pana K – “Kochanie, my już wychodzimy, musisz wstać, bo Krysia już się obudziła”. Pan K wstaje, jeszcze mało świadomy mówi mi “miłego dnia kochanie i całuje na pożegnanie”. Jedziemy. Podrzucam Maćka do szkoły i sama jadę do biura. Dzień w pracy mija bardzo szybko. W ciągu dnia nie mam nawet czasu zadzwonić do domu jak dzieciaki, dlatego co jakiś czas dostaję smsa – “jest OK, gorączka spadła, zjedli”. Jeju jak cudownie mieć takiego męża, który potrafi to wszystko ogarnąć i pozostanie z dzieciakami w domu, w czasie gdy są chore, nie jest dla niego żadnym wyzwaniem. To codzienność każdego rodzica.
Wieczorem wracam do domu, zmęczona, stęskniona. Już w progu witają mnie wszyscy. Krysia biegnie i krzyczy: “mama wróciła!!! Dlaczego wróciłaś z pracy?”
Pan K całuje mnie a przywitanie i pyta “jak minął dzień kochanie?”, “zrobiłem im obiad, takie pulpeciki w sosie pomidorowym, z ziemniakami i buraczkami, może też trochę zjesz?”
Dzieciaki latają, krzyczą, szaleją, a ja delektuję się przepysznym obiadem od Pana K. I wiecie co? Jest cudownie…
Dlaczego o tym piszę? Bo denerwuje mnie uogólnianie. Denerwuje mnie robienie z tatusiów “aktorów drugoplanowych”. Każde pozostanie z dziećmi w domu jest niesamowitym wydarzeniem, przy którym matka i tak wiedzie prym, bo przecież ojciec i tak musi do niej zadzwonić i zapytać co, gdzie i jak. Na koniec dnia, tata jest stawiany na piedestale, no bo przecież był z dziećmi w domu przez jeden dzień.
NIE…
Dzieci są wspólne, dzieci wychowujemy razem. Zarówno tata jak i mama są w tej samej pozycji. Zarówno tata jak i mama mają obowiązek się nimi jak najlepiej zająć.
Mam szczęście – trafiłam na mężczyznę, dla którego siedzenie z dziećmi to nie “wyzwanie”, a “codzienność”. Jeśli zachodzi taka potrzeba i nie mogą iść do placówek, a któryś rodzic musi wziąć zwolnienie, to właśnie Pan K staje na wysokości zadania. To dzięki niemu wiem, że maluchy mają w czasie choroby najlepszą opiekę pod słońcem, że nie zapomni podać leków, że nie będą głodne, a ja wracając wieczorem do domu, nie usłyszę – teraz Twoja kolej. Jedyne co słyszę po powrocie to: “kochanie stęskniłem się”.
Doceniajmy tatusiów, doceniajmy ich rolę. Nie róbmy z siebie matek bohaterek, bo nie tylko my nimi jesteśmy.
4 komentarze
Muszę Wam powiedzieć Kochani, że oboje jesteście niesamowici. Pana K od zawsze podziwiałam za to jakim jest partnerem i ojcem. Jak nigdy nie powie, że ma w d… bo jest zmęczony, bo mu się nie chce. Sam wszystko ogarnie, we wszystkim pomoże, zajmie się cudownie dzieciakami i jeszcze znajdzie – nie mam pojęcia jakim cudem – czas, siłę i ochotę na bieganie 🙂
A Ciebie, moja droga K też podziwiam. Nie myśl sobie, że peany tylko dla Pana K są zarezerwowane. Codziennie po wiele godzin zasuwasz pełną parą w pracy po czym wracasz do domu z uśmiechem, zamiast drzeć się na dzieciaki, że cicho bo mamusia zmęczona wróciła i potrzebuje spokoju. Po czym w weekend zamiast zamknąć dzieci w pokoju, żeby nie przeszkadzały bo przecież potrzebujesz kiedyś wreszcie odpocząć, znajdujesz czas i chęci na zapewnienie dzieciom rozrywki nie tylko przed telewizorem 🙂
A poza tym to jak się wspieracie, kłócicie, godzicie, kochacie swoich wszystkich malutkich, daje mi wiarę w to, że są jeszcze na świecie dobrzy i cudowni ludzie, którzy wychowają dobrych i cudownych ludzi 🙂 Całuję Was mocno :*
Rozumiem co Cie drażni. Szalony podobnie jak Pan K nigdy nie maił problemu z zostaniem z młodym. Ba! To on kąpał go przez pierwsze miesiące, bo ja bałam się mu zrobić krzywdę. Jednak myslę że takich ojców nadal jest mało. To sie dopiero zaczyna zmieniać. Ten stereotyp. Żona przy garach i z dziecmi a samiec na polowaniu a po , kapcie, piwko i TV.
Niestety nie mogę się zgodzić. Takich ojców jest sporo. To widać już na ulicy – panowie z wózkami na spacerze, ale nie tylko – także karmiących, przewijających i kąpiacych. Wszyscy moi koledzy, mający dzieci tak robili i mówimy tu o panach do i w okolicach 30. Trochę się zmieniło i dobrze, bo to zaczyna być bardziej męskie niż lumbersexual.
I chwała im za to 🙂 tak trzymać 🙂