Powrót to szkoły czyli #backtoschool wita.
Szkoła – to taka cudowna instytucja, która pozwala Ci złapać oddech.
To takie miejsce, pod które podjeżdżasz z rozrzewnieniem i patrzysz, jak Twoje maluchy z wielkimi plecakami znikają za drzwiami, a Ty masz WOLNE!!!
To takie miejsce, w którym to ktoś inny musi słuchać ich marudzeń i narzekań :).
To też miejsce w którym spędzają większą część dnia i co za tym idzie – jedzą.
W naszej szkole od kilku lat, niestrudzenie króluje ten sam dostawca – catering. Niestety dowożony. Nie ma kuchni na miejscu (jeszcze), więc wszystko przyjeżdża w pudełkach. Często zimne :(. Podgrzewane na miejscu (chyba).
Przez pierwsze lata nauki naszego najstarszego syna, nie podejrzewając nic złego, dzielnie opłacaliśmy całodzienne wyżywienie – śniadanie, obiad, podwieczorek.
Młody czasami narzekał, że coś mu nie smakowało, że coś było niezjadliwe, że na obiad była grochówka, a na drugie danie kluski z truskawkami (ciekawe połączenie smakowe). Z każdym dniem coraz bardziej otwieraliśmy oczy, do momentu jak przyniósł wielki baton z chałwy do domu. Na pytanie co to, potwierdził tylko nasze przypuszczenia – podwieczorek…
Zaczęliśmy obserwować – każdego dnia coś słodkiego – serek, baton, buła. Wszystko wątpliwej jakości (ej za 2zł można wymyślić coś fajnego do przegryzienia). Potem przyszedł czas na obiad – odgrzewane, sine ziemniaki. Śniadanie – chleb z mielonką (chyba razem z budą dla psa mieloną, bo zawartość chrząstek w niej przeważała zawartość mięsa).
Powiedzieliśmy dość. Zrezygnowaliśmy ze śniadań i podwieczorków, pozostawiając obiady (muszą chociaż jeden posiłek ciepły zjeść, bo my wracamy z pracy dość późno).
Postanowiliśmy przygotowywać im posiłki do szkoły samodzielnie. Śniadanie i podwieczorek to przecież nie jest kuchnia molekularna – damy radę.
Zaopatrzyliśmy się w cudowne pudełka i jeszcze lepsze śniadaniówki (wiecie, takie żeby dzieci chętnie nosiły je ze sobą i jeszcze chętniej otwierały i zjadały to, co jest w środku).
Nie ma cierpliwości, czasu i ochoty na łażenie po sklepach. Dodatkowo, pójście do sklepu z dzieciakami, zazwyczaj kończy się armagedonem, płaczem dzieci i moją frustracją – nie ma mowy.
Zasiadłam więc do Allegro (bo tak najszybciej i najtaniej) i rozpoczęłam poszukiwania.
Znalazłam produkt idealny – link TU
Jak zawsze najważniejszy jest bohater czy też ulubiona gra, którą przedstawia owy przedmiot. Nic więcej dla dziecka się nie liczy. Znalazłam więc to, co Marcel kocha najbardziej – czyli Minecraft.
Potem kolej na poszukiwania czegoś dla dziewczyn. Przecież jak brat ma to i dziewczyny muszą mieć.
Znalazłam TO
Dziewczynom do szczęścia potrzebny jest tylko róż – miałam więc nadmiar różu i motyla – duet perfekcyjny.
I tym sposobem, Allegro rozwiązało mój problem “jak to zrobić?”.
Pozostało nam jedynie wcześniejsze wstawanie i szykowanie posiłków.
I tu jak narazie przegrywamy. O ile możemy sobie wciskać kit, że jak będziemy robić sami, to będą tylko zdrowe rzeczy. Żadnego cukru. Żadnej pszennej mąki.
Co zrobić, skoro nasze dzieci najbardziej lubią zwykłe kajzerki, a na podwieczorek, czasami lubą pochłonąć coś słodszego?
Po prostu mieć umiar. Nie popaść w paranoję. Nie postrzegać siebie jako złego rodzica – po prostu robić swoje.
Jeśli mają ochotę na bułkę pszenną – nie ma problemu – dzisiaj jest bułka – jutro będzie chleb pełnoziarnisty (oby tylko ziarenek wyczuwalnych nie miał, bo wtedy nie wejdzie).
Coś słodkiego – dwa razy w tygodniu da radę przeżyć – a tu pole do popisu jest ogromne i można wybrać coś “prawie zdrowego”.
Nie lubią dżemu śliwkowego? Nie ma problemu – bezie truskawkowy.
Koniec końców wygrywamy – bo wiemy, że dziecko zjada to co lubi i to co my mu wybraliśmy (więc trochę tego zdrowia na talerzu będzie). W domu eksperymentujemy z nowymi smakami. Wprowadzamy nowości. Każdego dnia pojawia się coraz więcej rzeczy, które nagle dzieciom zasmakowały (ostatnio na topie jest masło orzechowe z dżemem).
A same śniadaniówki – zrobiły furorę. To tylko trzy torebki, a dzieciaki są nimi tak zachwycone, że pojęcie “posiłek do szkoły” weszło na zupełnie nowy poziom.
Kroczą dumnie każdego ranka dzierżąc w ręku nasze skarby upolowane na Allegro. Kilka kliknięć i gotowe. Jeden dzień i wszystko jest na miejscu.
Czasami wystarczy mały impuls, drobna rzecz i zmieniasz całkowicie nawyki w rodzinie. Tym razem padło na żywienie.
Czy żałuję? – narazie nie – podoba mi się zabawa w “co chcesz na śniadanie do szkoły, kanapkę z szynką czy z szynką?” 🙂
Wpis powstał we współpracy z Allegro.pl