Wyobraź sobie…zwykły dzień, zwykłe zakupy, zwykłe centrum handlowe… W głowie powoli układasz sobie listę zakupów, rozglądasz się w poszukiwaniu produktów, jakże Ci niezbędnych. Za Tobą ciągnie się Twoje dziecko. Popędzasz go, wołasz, prosisz o szybsze kroki. Jak zawsze jest zainteresowane wszystkim dookoła, tylko nie zakupami, tak bardzo ważnymi dla Ciebie.
Na kilka sekund odwracasz wzrok w poszukiwaniu kolejnej pozycji, ze stworzonej właśnie listy, odwracasz się, a za Tobą tylko obcy ludzie. Nie widzisz uśmiechniętej buźki swojego największego skarbu. Krew odpływa Ci z głowy, robi się gorąco, świat wiruje. Wołasz, biegasz, szukasz – nie ma. Zaczepiasz ludzi, pytasz czy nie widzieli. NIE MA!
Wyobraź sobie Twoje przestraszone maleństwo, które idzie za rękę z kimś zupełnie obcym. Idzie, bo jest ufne. Bo Pan miał lizaka. Bo Pan się uśmiechał, bo cokolwiek. Przecież odwróciłeś wzrok tylko na chwilę, na kilka sekund.
Wsiadają do samochodu – przecież Pan ma tam pieska, którego Twoje maleństwo, tak bardzo chciało mieć….
Nie – to nie będzie tekst o „Czarnej Wołdze” – to będzie tekst o tym co dzieje się naprawdę. O tym co może spotkać każdego.
Dzisiaj cudem odnaleziono 10 letnią dziewczynkę, porwaną w Szczecinie. Znaleźli ją w Niemczech. Wszystko dzięki Child Alert. To system natychmiastowego rozpowszechniania wizerunku zaginionego dziecka za pośrednictwem dostępnych mediów.
Być może, Child Alert nie zadziałałby, gdyby nie monitoring na jednej z restauracji i przypadkowe sfilmowanie samochodu porywacza.
Być może ta mała dziewczynka nigdy by się nie odnalazła, gdyby nie szybka reakcja służb.
Być może, że gdyby nie szczęście, bo porywacz uczestniczył w stłuczce na terenie Niemiec, a drugi uczesnik kolizji zawiadomił o zdarzeniu policję, podając numer rejestracyjny poszukiwanego samochodu.
Jest wiele być może, ale mnie , jako matkę boli jedynie to, że ktoś, tą 10-cio letnią dziewczynkę puścił samą w miasto. Że ta mała dziewczynka spokojnie poszła sobie na obiad do knajpy z koleżanką (ja mając 10 lat po knajpach sama się nie włóczyłam). Ja nie osądzam nikogo. Nie zrzucam winy na nikogo. Nawet nie chcę wyobrazić sobie co czuli jej rodzice, gdy nie wróciła ze szkoły.
Chcę jedynie wiedzieć, że zrobiłam wszystko, żeby nigdy nie poczuć tego co oni.
Matka helikopter – tak prześmiewczo nazywane są mamy, które non-sop krążą nad swoimi dziećmi i nie dają im swobody.
Wiecie co? Ja chcę być helikopterem jeśli to ma uratować moje dziecko. Ja chcę and nimi krążyć. Wyjście po bułki do sklepu – super uczmy dzieci samodzielności, ale dlaczego to nie może być sklep osiedlowy, który stojąc w oknie, dokładnie widzicie i możecie obserwować dziecko w trakcie całej wyprawy?
Nasz Maciek ma 9 lat. Nie będę oceniać czy to dużo czy mało – nie jestem obiektywna – w końcu to mój maluszek przez całe życie. Mimo to nie wraca sam ze szkoły, nie chodzi sam po zakupy (chyba, że właśnie do takiego osiedlowego sklepu pod oknem). Dlaczego? Właśnie dlatego, ze mógłby z tej szkoły nie wrócić.
Nasz Marcel ma 4 lata. Jest samodzielny. Jest odważny. Jest cudowny. Nasz Marcel nie biega sam po podwórku. Nie chodzi sam na plac zabaw. W sklepie idzie zawsze za rękę albo siedzi w wózku.
Tak samo jest z Krysią i tak też będzie z Hanią.
Ktoś pewnie powie, że trzeba dzieci uczyć, że z obcymi się nie idzie. A co jeśli ten obcy wcale o pozwolenie nie pyta?
Ktoś pewnie powie, że my w dzieciństwie biegaliśmy całe dnie z kluczem na szyi – a co jeśli wtedy, informację o zaginionych dzieciach, nie miały tylu kanałów przebicia? Nie było Internetu, przenośnych urządzeń, sieci komórkowych. Co jeśli to samo działo się kiedyś, tylko nikt tego tak nie nagłaśniał?
Rodzice – tu nie chodzi o bycie nadopiekuńczym. Tu nie chodzi o nie pozwalanie na samodzielność. Tu chodzi jedynie o waszą wyobraźnię. O wasze oczy zwrócone w stronę dzieci.
Zatrzymajcie się na chwilę i „popatrzcie” na Wasze biegające skarby.
Nie ma nic ważniejszego, niż bezpieczeństwo Waszych dzieci. Obejrzyjcie ten film – pokazuje dokładnie to, co ja starałam się wam przekazać w tekście (UWAGA DRASTYCZNE FRAGMENTY!).
8 komentarzy
Też wolę być matką helikopterem. Moi synowie mają 6,5 i 4 lata, zawsze idą ze mną za rękę. Sami nie wychodzą nigdzie. Niedawno ktoś chcąc mi chyba wjechać na ambicję wyjechał mi z synem mojej znajomej, który sam chodzi do szkoły i to przez ruchliwą ulicę (ma 7lat). Nie wiem może jego mamie powinnam wysłać pisemne gratulacje, ale mojemu dziecku absolutnie na to nie pozwolę. Mnie kiedyś pan próbował poczęstować cukierkiem. Uciekłam. Dopiero po latach zdałam sobie sprawę czego tak naprawdę mógł ode mnie chcieć.
Do mnie też jakoś nie trafia “chwalenie” się, że dziecko samo chodzi do sklepu czy do szkoły choć ma dopiero dajmy na to 6 lat.
Ja tez jestem helikopterem. A tamta mama niech lepiej uwaza, bo dziecko do lat 10 nie moze samo korzystac z drogi publicznej.Jesli ktos zwroci uwage bedzie miala problemy prawne.
Mój ma 7 lat. Chodzi sam na autobus szkolny. Zakupy też robi sam. Ale to wieś. W mieście bym na to nie pozwoliła, za roztrzepany jest jeszcze. Po bułki pod blok? Ok, ale nie do dyskontu czy CH. Mimo wszystko ja z tych, co 4latka już w wózku nie wozi, a 10latce pozwoli na knajpę z koleżankami (tym bardziej, że teraz era telefonów).
[…] to zadbać o swoje dzieci najlepiej jak tylko się da. Karolina z bloga Dwa plus Cztery w poście „Chcę być helikopterem” napisała, że chce być właśnie taką matką. Taką matką chcę być i ja, która jak ten […]
Rozmawiajmy z dziećmi, tłumaczmy, a sami czuwajmy ale … niewidoczni. Sama nigdy nie chciałabym aby moje córki wyrosły na przestraszone kobiety, nie ufające nikomu. Chcę aby były odważne, pewne siebie i … świadome niebezpieczeństw także.
[…] jestem matką „helikopterem” (pisałam o tym TU). Trudno. Wiem jedno – ja taką matką nie przestanę być. Nie puszczę dumnie swojego 4-5 […]
Ja bardzo troszczę się o swoje dzieci, ale też im ufam, staram się dużo rozmawiać i to w koleżeński sposób, bo chcę by były szczęśliwe i niczego im nie brakowało teraz i w przyszłości.