Czy kieszkonkowe jest koniecznością? – temat bumerang, który przewija się przez nasze głowy co jakiś czas. Dostajemy wiadomości, w których pytacie nieustannie “Kiedy? Ile? Co ile?”. Chcecie znać nasze zdanie (jeśli nie, wróćcie do strony głównej o TU)
Oto ono…
Naszym zdaniem kieszonkowe to pomysł na 6. Dzięki temu, już będąc od najmłodszych lat, uczymy nasze pociechy gospodarności i wartości pieniądza. To najłatwiejszy sposób, na pokazanie, że pieniądze nie rosną na drzewach, a do bankomatu nie idzie się po to, żeby nam te pieniądze dał w prezencie.
Kieszonkowe uczy cierpliwości, jeśli chcemy kupić sobie coś, na co trzeba zbierać przez jakiś czas.
Kieszonkowe uczy dzieci planowania i przemyślanych zakupów, bo przecież jeśli wydasz swoje pieniądze na kolejny plastikowy pistolet, to nie kupisz sobie tej wymarzonej gry, na którą zbierasz.
Jaki wiek jest najlepszy na pierwsze kieszonkowe?
odpowiedź jest prosta – taki jaki my uznamy za dobry. Dzieci rozwijają się we własnym tempie. 6cio latki mogą być na kompletnie różnym etapie rozwoju i dojrzałości. Dla jednych to właśnie te 6 lat będzie idealne, dla innych nawet 8 latek nie będzie jeszcze na to gotowy. Naszym zdaniem, dolna granicą jest…znajomość cyfr 🙂 i tego najlepiej się trzymać, bo tylko wtedy, dziecko będzie na tyle dojrzałe, że przeczyta cenę tego, co chce kupić, jednocześnie będąc świadomym, czy na to właśnie mu wystarczy.
U nas kieszonkowe dostają chłopcy (7 i 12). Wyznaczyliśmy sobie własną granicę, którą określiliśmy “pójściem do szkoły”. Wtedy właśnie pojawiły się pierwsze “wypłaty”.
Ile dawać?
A ile chcecie. Jedni dadzą 5 zł – i bazie to kwota wystarczająca, inni powiedzą że 50 to mało. Każdy daje tyle, ile jest w stanie dać. To trochę podobnie jak z ubraniami. Jedni za buty zapłacą 500 zł i puszczą dziecko na plac zabaw, inni stwierdzą, że to głupota i na plac zabaw to tylko trampki z marketu za zł 10. Najlepiej decyzję co do kwoty podjąć samemu, dokładnie analizując budżet domowy i to do niego ta kwotę dostosować.
Jak często dawać?
My dajemy raz w tygodniu – bo czekanie miesiąc jest dla naszych dzieci stanowczo za długie. Częstsze wypłaty powodują, że naszym dzieciom wydaje się, że dostają więcej (tacy sprytni rodzice). Raz w tygodniu chłopcy dostają swoją “wypłatę” i sami decydują co w danej chwili z nią zrobią.
Czy godzić się na wszystko?
Naszym zdaniem – na prawie wszystko. Oczywiście ingerowanie w to, na co nasze dzieci przeznaczą pieniądze nie jest w porządku i nie powinniśmy tego robić. Przecież sami nie chcielibyśmy, żeby nasi pracodawcy mówili nam jak mamy wydawać swoje pensje (tak wiem, dziecko to nie pracownik, ale takie porównanie mi przyszło do głowy). Najlepszym wyjściem jest ustalenie zasad, których wszyscy powinni się trzymać. W naszym przypadku, jedyną zasadą są słodycze! Jeśli nie zaznaczylibyśmy, że za kieszonkowe nie kupujemy słodyczy w sklepikach osiedlowych, bez wcześniejszej konsultacji z nami., to jestem pewna, że każda złotówka szła by na chipsy i gumę do żucia, a to z pewnością nie nauczyłoby naszych dzieci oszczędzania na coś wymarzonego.
A jeśli dziecko chce kupić coś dla nas?
Pozwólmy mu na to. Przecież nie ma nic przyjemniejszego, niż dawanie prezentów. Jeśli nasza pociecha uzna, że najlepszym sposobem na spożytkowanie swoich pieniędzy, jest kupno drobiazgu dla rodzica – chwała mu za to – możemy być tylko dumni, że nie wychowaliśmy sknery 🙂
Czy podpowiadać dziecku, co może zrobić z pieniędzmi?
To zależy od wieku. O ile dla 6cio latka świat finansów może być jeszcze zupełnie nieodkrytą kartą i warto mu czasem “podrzucić” jakiś luźny pomysł, o tyle nastolatek już doskonale wie o co w tym chodzi, a nasze podpowiedzi mogą być traktowane jako “wtrącanie się” i przynieść zupełni odwrotny skutek od zamierzonego.
Czy płacić “za coś”?
Nigdy w życiu. Płacenie za dobre oceny czy sprzątanie pokoju to dramat. Przecież posprzątany pokój to obowiązek, nie praca, za którą powinniśmy zapłacić właścicielowi pomieszczenia. To samo z ocenami. Zdobywanie dobrych ocen dla pieniędzy, już samo w sobie brzmi źle… Dużo lepiej jest je zdobywać dla wiedzy, a rodzic może czasami wypłacić “premię okresową” i kompletnie nie łączyć jej ze zdobytymi stopniami.
Podsumowując, kieszonkowe to naprawdę dobry pomysł, jeśli mądrze go rozegramy. Jeśli jednak macie odmienne zdanie lub doświadczenie, podzielcie się nim ze mną.
7 komentarzy
Jestem absolutnie za tym, żeby dziecko miało swoje kieszonkowe i to od najmłodszych lat. Praktycznie dziecko 5-letnie może mieć już swoje pierwsze oszczędności ucząc się pomału gospodarowania pieniędzmi. Wystarczy, że potrafi już liczyć. Ja sporo rozmawiam ze swoimi dziećmi nt finansów i robię to po to, żeby pieniądze były dla nich w przyszłości czymś naturalnym i normalnym, a nie fetyszem.
Pewnie za rok zaczniemy dawać Tosi regularnie, na razie to, co dostanie od nas albo od dziadków chowa do skarbonki.
U nas narazie nie ma kieszonkowego ale zmieni się to od września.
Dziecko uczy się poprzez obserwacje, dlatego to jak będziemy prowadzić swoje finanse – zaprocentuje w przyszłości.
Dzieci nie mam, ale to bardzo interesujący temat. Wydaje mi się, że kieszonkowe jest kształcące, ale tylko jeśli rozsądnie dawane. 🙂 Jednak, jak to w życiu bywa, jak doczekam się dzieci, to życie moje poglądy na pewno zweryfikuje. 😀
U nas kieszonkowe jest wprowadzone od najmłodszych lat. Dzieci mają swoje skarbonki. Jeśli kieszonkowe nie wykorzystują to pieniążki składają na cos co marzy się im od dawna. Uczą się oszczędzać od najmłodszych lat.
Moi synowie są jeszcze mali i nie bardzo rozumieją do czego służą pieniądze 🙂 Ale w przyszłości chciałabym dawać im kieszonkowe, właśnie w taki sposób jak opisujesz.