Jaśnie Pani zołza to ja.
To będzie moja spowiedź.
Przyznam się przed Wami do wszystkiego.
Powiem coś, co dawno już sobie uświadomiłam, a co mój mąż wiedział już od dawna.
Jestem jędzą.
Taką najwyższych lotów jędzą, która czepia sie o szczegóły.
Ciągle coś mi nie pasuje.
Ciągle coś jest nie tak.
Na szczęście mam już tego świadomość pracuję usilnie nad zmianami.
Jak to się objawia?
A. wychodzi na zakupy, wraca później niż przewidywał – przecież ja dostanę szału bo siedzę tu z dzieciakami.
A. idzie wieczorem pobiegać – ja zostaję z całą czwórką i kładę ich spać – przecież zwariuje – on oddaje się przyjemnościom, a ja walczę o życie (chociaż to A. ich przed wyjściem ogarnął).
A pojechał z chłopakami do lekarza, wracają późno o wstąpili na zapiekanki – ubiję normalnie, przecież ja tu jakieś ochłapy jem, a oni sobie dogadzają.
No na litość Boską, kobieto – czego Ty chcesz?
Mam masę rzeczy na głowie wiecie dzieci, dom, praca, blog.
A nasz A? No ma to samo 🙂 Dzieci, praca, dom blog.
Przecież robi dokładnie to samo co ja. On też ogarnia dom. On też pracuje. On też zajmuje się dzieciakami. On też gotuje. DO tego jeszcze trenuje nocami do tych swoich ultramaratonów.
Więc czego ja chcę?
Ano właśnie nie wiem.
Mamy za sobą dość pokaźny staż małżeński. Przez większość czasu czepiałam się o to samo, a A. o to samo się denerwował, że się czepiam.
Czy przypadkiem po tylu latach nie lepiej byłoby się po prostu przyzwyczaić i zacząć uczestniczyć w tej pasji? Dopingować? Wspierać?
Przecież to, że A wyjdzie z chłopcami na zapiekankę i wrócą później niż zakładali to idealny moment na czas z dziewczynkami i oddanie się babskim zabawom, a ich męski wypad – to MĘSKI WYPAD.
Przecież moment w którym A idzie wieczorem biegać, to idealny czas dla mnie (jak tylko wywalczę spanie).
Czemu tych wszystkich minusów, które sobie wymyślam nie zamienić w plusy?
Albo mamy na coś wpływ, albo zupełnie tego wpływu mieć nie możemy. Skupmy się więc na tych rzeczach, które możemy zmieniać, a zostawmy te, które dzieją się samodzielnie.
W moim życiu jest masa rzeczy, za które jestem wdzięczna. Doceniam każdą jego minutę. Szkoda mi je tracić na czepianie się.
Każdy ma swoje wady i zamiast z nimi walczyć, chyba najlepiej się z nimi po prostu pogodzić – na tym polega przecież miłość, wolność i szacunek. Te słynne powiedzenie kochać nie za coś, a pomimo czegoś ma ogromną moc.
To “gniazdo orła” obok łóżka, te skorupki po jajkach pozostawione w zlewie, te godziny spędzone na grach, te spóźnienia, bo nikt mu nie będzie przecież mówił o której ma być, te biegi – to wszystko jest tak małe i bez znaczenia, że czas się zatrzymać i powiedzieć dość.
Zmiany najlepiej zacząć od siebie i tylko na sobie je zakończyć.
4 komentarze
No właśnie też łapię się na tym, że często narzekam, a mąż nazywa mnie jędzą. Dziękuję za wpis. Podtrzymałaś mnie na duchu 🙂
Dopisuję się do listy!;D We mnie również jędza drzemie!;D
MOże po prostu jesteś zmęczona 🙂 A nie zołza. Może potrzebujesz by ktoś Ci powiedział, że Cię rozumie, że ma tak samo, że jest wykończona, a zawsze jest coś do zrobienia. MOże chcesz być przez minutę w centrum uwagi, może chcesz by ktoś Ci wymasował stopy i raz powiedział: usiądź, zrobię to dziś za Ciebie 🙂 ?
Nieee 🙂 ja jestem zwyczajnie zołzą 🙂 bo za mnie dość często mąż coś robi i stopy nawet pomasuje 🙂 (chociaż ja tego nie znoszę) 🙂