Wróciłam do pracy na pełen etat. Od rana do wieczora w korporacji. Wychodzę – zazwyczaj dzieci śpią, albo wieziemy je razem do żłobka, przedszkola i szkoły. Wracam – dzieci już siadaja do kolacji. Czy mi się to podoba – nie, zupełnie nie. Mam wrażenie, że coś przelewa mi się przez palce. Wysypuje powoli jak piasek. Ich dzieciństwo, beztroskie chwile. Czy mam wybór – nie. Praca to nie wolny wybór, to potrzeba doczesnego życia (przynajmniej w moim przypadku). Lubię swoją pracę, co nie znaczy, że lubię godziny mojej pracy.
Wiem, że moje dzieci mnie potrzebują, że tęsknią, że spędzam z nimi mało czasu. Czy w weekendy da się nadrobić ten czas? Niestety dwa dni na pięć roboczych to stanowczo za mało.
Gdybym tylko mogła, zostałabym z nimi w domu.
W tym wszystkim jest jednak taki jeden plus, taka osoba, dzięki której wszystko niemożliwe, staje się możliwe, a ja ze spokojem ducha, każdego dnia jadę do pracy.
MĄŻ!
Wszystko, co osiągam jest po części dzięki niemu. Gdyby nie on – nie wróciłabym do pracy. Nie mogłabym pracować w korporacji. To dzięki niemu wiem, że dzieciaki zostaną odebrane ze wszystkich placówek o czasie, ze w domu dostaną ciepły obiad (przez tatę ugotowany), że będą bezpieczne. To tylko jedna sena jego “zasług”, tylko ułamek jego cudowności.
Mój mąż pracuje codziennie. Każdego dnia wybiera się do swojej korporacji. Podjęliśmy jednak wspólnie decyzję, że to właśnie on będzie wcześniej wychodził z pracy i zajmował się dziećmi, tylko po to, żebym ja mogła zawodowo się realizować. Tylko po to, żebym mogła spokojnie pracować, nie myśląc, czy dzieci mają dobrą opiekę.
Wszędzie słyszymy i czytamy o dyskryminacji kobiet, o nierównym traktowaniu. Dlaczego nikt nie mówi o dyskryminacji mężczyzn? Dlaczego, przy słowie rodzina, zazwyczaj nacisk kładzie się na słowo “matka”. To zazwyczaj ojcowie, muszą walczyć o prawo do widywania się z dzieckiem (mówię o przypadkach, gdzie rodzice nie potrafią się dogadać). To matkom sądy zazwyczaj przyznają prawo do opieki nad potomstwem. Słowo samotna matka – jest tak naturalne, że nie robi już na nikim wrażenia, natomiast, jeśli słyszymy samotny ojciec, natychmiast nadstawiamy uszy. To coś mało spotykanego, coś “nadnaturalnego”…
Może dziwne, ale ja uwielbiam być w cieniu własnego męża. Ja uwielbiam, jak to on wiedzie prym. Mam wrażenie, że moje skrzydła tylko przy nim się rozwijają i tylko on potrafi mnie motywować do działania jak nikt inny (no może jeszcze dzieci). Mimo, że mamy zupełnie odmienne zainteresowania, że ja nigdy nie będę w stanie zrozumieć jego pasji, że on nigdy, moich nie pojmie i tak jest ojcem moich wszystkich sukcesów.
Wiecie co? – ja ciągle dążę do bycia najlepszą, najpiękniejszą i najcudowniejszą w jego oczach, bo tak naprawdę tylko to ma dla mnie znaczenie. To właśnie ten najlepszy mąż, ojciec, przyjaciel, kochanek w jednym jest moja siłą napędową i powodem, dla którego każdego dnia prę do przodu.
MÓJ MĄŻ – MOJA SIŁA
11 komentarzy
Będzie nietaktem jak napiszę, że okropnie fajnie czytało mi się ten wpis. Chyba nie 🙂
Wygląda na to, że bardzo fajna jest Wasza relacja.
Pozdrowienia dla męża, ojca, ko … 😉
🙂 no powiem szczerze, że na nasze relacje narzekać nie mogę 🙂 Pozdrawiamy
Przepiękne….. Życzę, oby zawsze tak było!
Dziękujemy 🙂 też mam taką nadzieję 🙂
Powiem tylko, że takiego głosu z klawiatury kobiety się nie spodziewałem. My z żoną od zawsze pracujemy i dla nas też naturalne jest, że trzeba pogodzić pracę z rodziną, choć różnie z tym bywało. Najważniejsze, to trzymać się razem. Czego Wam bardzo mocno życzę 😉
to miłe gdy możemy liczyc na naszych partnerów i gdy dzięki nim rozwijamy skrzydła 🙂 też dąrzę do tego by dla mojego M. być tę naj 🙂
A ja dzisiaj popełniłam podobny wpis ;)Serio 😉
prawdziwie partnerski związek – oby tak dalej 🙂
Oj jak pięknie 🙂
Ja ostatnio napisałam post o tym jakim Wojtek jest Ojcem. ..
Nie wiem czemu ale jak czytam takie wpisy jak Ten to się rozczulala …
Rozumiem, że w ramach wdzięczności Artur pobiegnie z nami ten Półmaraton 😉
A niech biegnie 🙂