Wstajesz rano, ubierasz dzieciaki, przygotowujecie się do wyjścia z domu.
Zawozisz do żłobka, przedszkola, szkoły….
Dojeżdżasz do pracy. Słońce pięknie świeci, zapowiada się pracowity aczkolwiek przyjemny dzień.
Robisz kawę, siadasz przy biurku, odpalasz komputer i brniesz przez morze maili.
Wszystko idzie jak po maśle.
Dzwoni telefon:
– Pan/i K? Mama / Tata Maćka / Marcela / Krysi / Hani? Ja dzwonię ze szkoły / przedszkola / żłobka (niepotrzebne skreślić), niestety ktoś musi natychmiast odebrać dziecko, bo ma gorączkę, wysypkę, boli go brzuch, głowa, noga, ząb…
– Ojej – jest aż tak źle? Mam przyjechać?
– Tak proszę być jak najszybciej…
Spoglądasz więc na komputer i kolejną setkę nieodczytanych maili. Rzucasz okiem na gabinet prezesa, w myślach układając już przemowę do niego, kalkulujesz co robić…
Masz do wyboru – udawać, że telefonu nie było (żaden rodzic nie będzie w stanie), albo grzecznie pomaszerować do szefa i powiedzieć jak jest mając nadzieję, że będzie miał dobry humor.
Wybierasz wiec opcję numer dwa, ze spuszczonym wzrokiem tłumaczysz, że nie masz innego wyboru, wyłączasz komputer i grzecznie udajesz się po chorą pociechę.
Przyjeżdżasz na miejsce, odbierasz delikwenta, a tam pełnia szczęścia na twarzy. Uśmiech od ucha do ucha, bo rodzic przyjechał.
Zabierasz potomka do domu i staje się cud – choroba ustępuje, gorączki brak, ból brzucha mija, ząb już nie przeszkadza… Są oczywiście sytuacje, gdzie choroba nie mija i z odebraniem dziecka wiąże się pozostanie w domu na najbliższy tydzień – wtedy bilans strat jest jeszcze większy (przecież 20% pensji które Ci zabiorą, nikt nie odda).
Kto z nas rodziców, chociaż raz nie był w takiej sytuacji. Nie odebrał telefonu z prośbą o NATYCHMIASTOWE odebranie dziecka?
Kto nie miał wtedy mieszanych myśli, pt. :co robić?
Wyjść jest kilka, ale jeśli nie masz babci / cioci / koleżanki czy kogokolwiek do pomocy, to pozostaje Ci tylko potulnie spakować rzeczy i pojechać po pacjenta.
Choroba minie po paru dniach, tygodniach…wrócisz zadowolony do pracy…a po 3 tygodniach odbierzesz kolejny telefon…
2 komentarze
mimo, że jeszcze jestem mamą tylko jednego przedszkolaka mogę powiedzieć tylko to, że tak jest w pierwszym roku przedszkola… dwa na dwa (dwa tyg chora, drugie dwa w przedszkolu) albo różne inne kombinacje – dwa na jeden, dwa na trzy, jeden na dwa… tak wyglądał mój pierwszy rok przedszkola, poza tym wciąż kaszel – nie wiadomo skąd i po co, bo większość bez innych objawów…
teraz już kończymy drugi rok przedszkola i na palcach jednej ręki mogę policzyć choroby tegoż roku – ucho, angina, ospa i znowu ucho, a teraz już wakacje… 🙂
życzę powodzenia 🙂 i pozdrawiam
Oby do pójścia do szkoły dotrwać…. 🙂
Pozdrawiam