Dzień jak każdy inny. Miejsce jakich wiele. W tym przypadku nasz kochana osiedlowa poczta. Odbieram przesyłkę – jak zawsze masa ludzi. Przed nami 21 osób. Czekamy.
Razem z nami Hania, Krysia i Marcel – czekają.
Siedzą grzecznie, siedzą cicho…przez minutę. Po tej spokojnej minucie rozpoczyna się zwyczajowe:
– Mamooooo – nudzi mi się,
– Mamooooo – mogę ulotkę,
– Mamooooo – daj mi samochód,
– Mamooooo – chcę gumę,
– Mamooooo – idziemy?
Pytań jest wiele, pytania są zawsze takie same, pytania strzelają jak z karabinu maszynowego.
W takich sytuacjach zazwyczaj odpowiadałam zdawkowo, prosząc dzieci o ciszę i spokój, bo przecież ludziom przeszkadzają.
Tym razem coś jednak we mnie pękło. Czy moje dzieci krzyczały? – NIE. Czy moje dzieci były niegrzeczne? – NIE. One najzwyczajniej w świecie były ciekawe świata, a jednocześnie znudzone siedzeniem w jednym miejscu .
Jak nigdy zaczęłam im spokojnie odpowiadać. Jak nigdy pozwoliłam siedzieć na podłodze, oglądać ulotki, bawić się samochodem i zadawać mi kolejny milion pytań. Były wniebowzięte. Uśmiechnięte od ucha do ucha wymyślały coraz to dziwniejsze pytania z serii: A dlaczego?…
Moje dzieci nikomu nie przeszkadzały specjalnie. Nikomu nie robiły na złość. Były naprawdę grzeczne, a jednocześnie robiły to co w tej chwili chciały, a ja spokojnie im odpowiadałam. Poczułam się cudownie. Poczułam się swobodnie. Nagle ludzie dookoła przestali się liczyć. Hania bawiła się z tatą, obserwując przez okno przechodzących pod nim ludzi, a ja z Krysią i Marcelem grzecznie czekaliśmy na naszą kolej, dyskutując na najważniejsze dla nich tematy.
Dlaczego o tym pisze? Przecież to taki banał…
NIE – to nie jest banał – godzinę wcześniej wracałam autobusem z pracy do domu. Wsiadła mama z dzieckiem – na oko 3-4 lata. Dziecię ciche, spokojne, zupełnie nie uśmiechnięte. Usiedli naprzeciwko mnie. Mama wyciągnęła telefon i rozpoczęła podróż po Facebooku. Maluch nieśmiało zapytał mamy:
– Mama, długo będziemy jechać?”
– NIE! – odpowiedziała twardo matka.
– Mamo, chce mi się piciu.
– Cicho bądź w autobusie jesteś!
– Mamo nudzi mi się,
– Bądź cicho bo Ci nie kupię loda!
– Mamo – a pójdziemy na plac zabaw?
– NIE!
Zrobiło mi się go naprawdę żal. Był cichy, grzeczny, spokojny. Zadawał pytania, jakie każdy kilkulatek zadaje kilkadziesiąt razy dziennie. Nie przeszkadzał nikomu. Nie krzyczał, nie biegał. Był po prostu dzieckiem – mama jednak wolała odpłynąć w stronę wirtualnej rzeczywistości, tłumiąc zapał jej maleńkiego dziecka.
Właśnie wtedy, właśnie w tym momencie powiedziałam sobie jedno – NIGDY nie będę taką matką. Nigdy nie będę obojętna na to, co mówią do mnie moje dzieci. Nigdy nie odwrócę od nich wzroku, żeby odpłynąć w wirtualną rzeczywistość, nie dbając o to, czego w tej chwili potrzebują.
To wszystko można podsumować tylko jednym stwierdzeniem: „wszystkie dzieciaki potrzebują trochę pomocy, trochę nadziei i kogoś kto w nie uwierzy” – Magic Johnson…
2 komentarze
Mam 4 nastoletnich dzieci(17,16,12 )oraz 3mc i czytając Twój post mogę podpisać się pod nim gdyż gzie nie czekałam z dziećmi to jak padały pytania to zawsze im odpowiadałam a nie zbywałam..ale bywało i tak że mimo że byli grzeczni i tylko padały pytania to i tak co nie którym przeszkadzało ale zawsze na to mowiłam ze to dziecko i nie siądzie na krzesło i nie będzie pierdzieć w nie i temat urywałam 🙂
święte słowa! 🙂
wszystkie potrzebują … i czasem nie tylko dzieciaki…
a szczególnie kogoś kto w nie uwierzy 🙂