Pamiętam swoje dzieciństwo – było cudowne, przepełnione miłością, ciepłem. Uśmiech, przytulenie – to wszystko było na porządku dziennym.
Pamiętam też wszystkie zabawki. Każdą jaką miałam.
Pamiętam lalkę – pieszczotliwie nazywana przeze mnie Słonina (nie pytajcie dlaczego, nie mam pojęcia).
Pamiętam każdą zabawę.
Jakby to było wczoraj, widzę mojego dziadka, który siada ze mną na podłodze, wyciąga wielkie pudła klocków LEGO i budujemy. Wymyślamy, ścigamy się, kto pierwszy znajdzie potrzebną część. Cały pokój jest przysypany Lego. Pamiętam nawet zestawy które miałam. Z ogromną starannością, po każdej zabawie, sprawdzałam czy wszystkie klocki są na swoim miejscu. To były niezapomniane momenty.
Przez lata Lego towarzyszyło większości zabaw. Zmieniały się tylko zestawy. Niestrudzony i dzielny dziadek, cierpliwie budował ze mną wszystko tak jak jest w instrukcji – inaczej nie chciałam :).
Najcudowniejsze wspomnienia, bo Lego kojarzy mi się z dzieciństwem – przepięknym dzieciństwem.
Teraz Lego bawią się moje dzieci. Każdy czymś innym, jednak każdy kocha te klocki.
Patrzę na nich i widzę siebie kilkanaście lat temu.
Patrzę na ich tatę i widzę mojego dziadka, siedzącego z nimi i cierpliwie szukającego najmniejszego klocka w zestawie, tylko dlatego, że kolor musiał się zgadzać – w przeciwnym wypadku budowla nie była skończona.
Wymyślają, kłócą się o każdy klocek, uruchamiają wyobraźnię w magiczny sposób widząc w dwóch połączonych ze sobą klockach, samolot odrzutowy, karabin, a nawet miecz świetlny.
Najstarszy pomaga maluchom projektować i budować przeróżne rzeczy, podsyca ich fantazję do granic możliwości tekstami typu “O, a tu jak zrobisz miejsce to będzie wypływać lawa albo kwas, i tu na górze zrób most z tytanu…” Sam natomiast uwielbia LEGO Technic. Traktuje to jak wyzwanie. Mozolnie składa wszystkie miniaturowe części. Uwierzcie mi – Technic to już wyższy poziom wtajemniczenia – a efekt końcowy jest niesamowity. Większość części jest ruchoma, projekty często zawierają silniki, diody, teleskopy – co więcej potrzebne jest do szczęścia jedenastolatkowi? Duma na koniec jest nie do opisania.
Klocki Lego są ponadczasowe. Łączą pokolenia i rozbudzają wyobraźnię do granic możliwości.
Dzięki zwykłym klockom siedzimy wszyscy razem i budujemy niezliczone ilości budynków, ulic, mostów, statków kosmicznych… i to jest fantastyczne.
Tym razem postanowiliśmy podzielić się z Wami tą radością. Mamy dla Was dwa zestawy LEGO.
- Lego Technic – motor BMW R1200GS Adventure.
- Lego Batman – zestaw 70902 – przyda się też dziewczynkom – zawiera figurkę Catwoman 🙂
Co trzeba zrobić?
Wystarczy w komentarzu pod tym wpisem napisać o swoich zabawach w dzieciństwie. Co robiliście, jakie macie wspomnienia?
Pamiętajcie o dodaniu informacji o tym, który zestaw Was interesuje!
Ze wszystkich, wybierzemy dwa, które chwycą nas za serce.
Konkurs trwa przez 2 tygodnie i kończy się we czwartek, 23 marca o godz. 21:00.
Wygranych ogłosimy w przeciągu 5 dni od zakończenia konkursu.
POWODZENIA!
NAGRODY W KONKURSIE OTRZYMUJĄ:
KATARZYNA KŁOBUKOWSKA – ZESTAW LEGO TECHNIC
KAROLINA WOŹNIAK – ZESTAW BATMAN
29 komentarzy
Najlepsza zabawa dzieciństwa to tworzenie z koleżanką żywych obrazków (nie wiem jak to nazwać) 🙂 Szukałyśmy zbitej butelki-musiał być duży kawałek szkła, potem kwiatki, kapsle czy co się znalazło, dziura w ziemi i przyłożenie kompozycji szkłem 🙂
Był też klub książki na drzewie-miał tylko dwóch członków, ale był intensywnie działającą organizacją 😀
Pamiętam też grę piłką-trzeba było po kolei wykonać odpowiednie rzuty i np rzut z przeskakiwaniem przez piłkę, odbijało się ją od ściany 🙂 Kto skusił zaczynał od początku 😀
Nieśmiertelna zabawa w koniki-skakanka i jazda 😀 Dzisiaj w to samo bawi się moja córka 😀
Z kuzynką zawsze bawiłyśmy się w dom. Mamy dzieci, z wózkami chodziłyśmy wszędzie, na ulicy uczyłyśmy lalki chodzić. Przez płot wymieniałyśmy się ubrankami, gotowałyśmy, wieszałyśmy pranie. Na sznurkach od prania czy trzepaku robiłyśmy w lato namioty, spinacze i koce były ściankami. Teraz te naście lat później mamy prawdziwe rodziny i dzieci, ale zawsze gdy się spotykamy wspominamy sobie te nasze beztroskie czasy jak również ubolewamy, że nasze dzieci nie zaznają tych wszystkich zalet świeżego powietrza, które miałyśmy my. Teraz nie ma szans żeby puścić dziecko na rower po naszej bocznej uliczce, czy nawet do pogrania w piłkę i badmingtona. Każdy mówi że kiedyś było gorzej. Wcale nie.
Bardzo bym chciała aby moje dzieci miały takie dzieciństwo jak ja. Trzepak, podchody w lasku obok. Piękne czasy.
Ja również uwielbiałam Lego. Jestem jedynaczką i potrzebowałam sporo wyobraźni, żeby sobie radzić, ale z pomocą Lego dawałam radę. Pamiętam pierwszy zestaw – takie proste Lego, z jednym ludzikiem, gdzie można było zbudować m. in. wiatrak, czerwonego kota i żółtego psa. Pamiętam też serię Lego Fabuland – plac zabaw z karuzelą i huśtawką czy sklep z pocztą, i te cudowne ludziki – króliczka, hipcia i inne. Jak ja je kochałam! Z czasem, jak mi się nagromadziła ilość klocków, budowałam z nich produkty spożywcze – butelki mleka czy soku, chlebki, owoce – prawie że oryginalnej wielkości – i bawiłam się w sklep. Sadzałam lalkę do wózka i jechałam na wyimaginowane zakupy. Byłam sama, bez rodzeństwa, ale dzięki klockom raczej się nie nudziłam 🙂
Moje dziecinstwo bylo pelne zabawy przerożnej od budowania w piaskownicy pieknych zamków, granie w podchody po osiedlu, cale osiedle sie w to bawiło. Z dziewczynami uwielbiałysmy grać w “gume” to byly czasy gdzie na placu zabaw bylo pelno dzieci. A karą bylo wyjscie na podworko. Tez bardzo lubilam bawic sie w budowanie szalasu w starym opuszczonym ogrodzie gdzie rosly piekne jabłonie i pyszne jabłka 🙂 Teraz w tym miejscu stoi blok. Troche tesknie za tamtym czasem. Dzis moje chlopcy wychodzac pod blok nie maja z kim wie bawic bo wszyscy graja na komputerach. Pozdrawiam
Jako dziecko nie miałam klocków Lego. Nawet mój o 3 lata starszy brat też ich nie miał… W sumie nie wiem dlaczego… Muszę zapytać rodziców 😉 Mieliśmy na pewno różne kolorowe typu Duplo. W takich płaskich opakowaniach jak czekoladki 😉
Ale co z tego. Gdy wracam myślami do dzieciństwa to widzę podwórko i starszego brata z kolegami 😉 Wszystkie męskie zabawy miałam opanowane do perfekcji – podchody, grę w wojnę, strzelanie z udawanej broni z gałęzi czy wchodzenie na drzewa. No i grę w piłkę. Nie oddałabym tych chwil za nic. Teraz staram się aby syn miał podobne wspomnienia, mimo że Lego kocha miłością największą 🙂
Chyba jestem pierwsza :-). Z dzieciństwa pamiętam glownie jedna lalke… Miala szmaciany brzuszek i gumowe konczyny oraz glowe. Niemowlaczek ubrany w śpiochy. Dokladnie pamiętam tez moment, w którym ja dostalalm…to było w Zakopanem na wyjeździe (chyba wakacyjnym). Siedzialam z prababcia (która tam mieszkala od urodzenia), rodzicami i babcia w malym mieszkanku prababci. Tata wyslal mame do sklepu po mieso na obiad…długo jej nie było. Babcia i prababcia krzataly się po kuchni i przygotowywaly obiad. Nagle wchodzi w końcu mama i mowi,ze …. miesa nie będzie bo kupila mi piekna lalke ! :)))))) Oczywiście była awantura, ale ja bylam najszczesliwsza na swiecie!!!! LALKE mam do dziś!!!! Przez te wszystkie lata wedrowala ze mna przez zycie…i teraz bawia się nia moi synowie (jakkolwiek to brzmi :P) ! A ja się wzruszam i staje mi przed oczami moment, w którym ja dostalalm…
Jako dziecko uwielbiałam spędzać czas w sądzie dziadka. Tam zawsze było co robić. Budowaliśmy tipi z tyczek do fasoli, piekliśmy jabłka na starej blasze z kuchenki, nad ogniskiem, kawałek patyka mógł być wszystkim jeśli tylko wystarczyło wyobraźni. Uwielbiałam też mój rower, na którym nauczyłam się jeździć gdy miałam cztery lata. Największym moim marzeniem były klocki 😉 ale były one dostępne tylko w Pewexie 😉 z siostrą więc budowałyśmy że zwykłych, sześciennych, drewnianych całe miasta. Gdy już byłyśmy starsze udało nam się na spółkę kupić jedno pudełko klocków, nie były to orginalne LEGO ale były spełnieniem naszych marzeń. Siedziałyśmy i konstruowałyśmy różne rzeczy. Moje dzieci też uwielbiają klocki. Patrzę z zachwytem, na to, co potrafią zbudować wychodząc poza schematy i instrukcje. Cieszę się też, że potrafią bawić się patykami w lesie, budować z tego co znajdą różne konstrukcje, dzięki czemu rozwijają swoją wyobraźnię 🙂 Pozdrawiam
Moje zabawy z dzieciństwa to głównie podwórko..zabawy w palenia piłka siatka guma, mieliśmy też stopę na której mieliśmy makiete miasta zrobiona samodzielnie i bawiliśmy się resorakami. Wspólnie z dziećmi z całej ulicy budowaniem gokarty, chodziliśmy po lesie, bujalismy się na linach. Rodzice rozbudowywali dom to z całych gór piachu robiliśmy zawsze tunele, zwierzęta typu wielki żółw 3d… Matko wyobraźnia bez dna haha a tak z domu to najbardziej pamiętam jak chodziliśmy z rodzeństwem do babci, która mieszkała obok i z nią bawiliśmy się w konia…tzn babcia nim była i nas nosiła (teraz jak o tym myślę to naprawdę nie mogę wyjść z podziwu) no i tez często kładziemy się u babci na kolanach a ona nas malowana po plecach…wszystkie wnuki się biły w kolejce…eh to były czasy 😉
Z dzieciństwa w rodzinie wielodzietnej (a jakże!) pamiętam zabawy w wyprawy, pakowanie walizek i rozbijanie obozowiska pod pianinem. Miałam też z siostrą najulubieńszą lalkę – bobasa ze Stanów, nazwałyśmy go Duncan (czyt. Danken), był rozmiaru noworodka, miał fałdki i siusiaka, to był prawdziwy hit. A z podwórkowych zabaw (z blokowiska na Chomiczówce) utkwiły mi w pamięci letnie wycieczki rowerowe po mirabelki, które transportowaliśmy w skarpetkach uwieszonych na kierownicy;-)
Oj dzieciństwo było super. Mieszkaliśmy w bloku, tak jak wszyscy koledzy i koleżanki- jedni w tym samym wielu inni dużo starsi. Starsi się nami opiekowali- rodzice mieli do nich zupełne zaufanie, nie bali się o nas, było bezpiecznie. Mieliśmy duże podwórko- naprawde jak na blokowisko naprawde duże. Co prawda nie było na nim huśtawek, karuzeli itp, ale nam to nie przeszkadzało. Bawiliśmy się w chowanego, graliśmy w piłkę nożną, urządzaliśmy zawody w bieganiu, wieczorami robiliśmy podchody. Zbieraliśmy jabłka, mirabelki, gruszki, czereśnie (były drzewa owocowe u nas na podwórku). Starsi zabierali nas w lato na otwarty basen ( mielismy dosyć blisko). Moge powiedzieć, ze jak byłam mała oprócz rodzonego starszego brata- miałam jeszcze kilku innych 🙂 Nigdy nam się nie nudziło- czy była słoneczna czy deszczowa pogoda…aż żal że teraz tego dzieciaki nie mają. A z zabawek bardzo utkwiły mi w pamięci gumowe ( chyba były gumowe) figurki smerfów- uwielbiałam je i wyświetlacz do bajek z kliszy – nie wiem dokładnie jak to się nazywa. Bajek na kliszach mieliśmy dużo. Szkoda, że oddaliśmy je młodszym dzieciom w rodzinie i słuch po tym wyświetlaczu zaginął- a teraz mogłabym puszczać mojemu synkowi bajki na ścianie- ach co to była wtedy za atmosfera- zasłonięte okna i siedzieliśmy z rodzicami oglądając bajki na ścianie :):) z chęcią bym wróciła choć na moment do tych chwil….oglądania bajek z rodzicami i biegania z kolegami i koleżankami na podwórku 🙂
ja wiem, że już późno, ale jeżeli nie ma jeszcze wyników to dodam (bo zapomniałam przez te wspomnienia :)), że synowy bardzo spodobałoby się lego technic, choć i batman do naszej kolekcji byłby w porządku 🙂
Jako dziewczynka wychowująca się na dużym poznańskim osiedlu było dużo zabaw typu wieszanie na trzepaku, granie w piłkę gdzie za bramkę służyły dwa drzewa obok siebie 🙂 Ale najbardziej zapamiętałam zabawkę pluszowego szopa, którego przywiózł mi mój tata gdy wrócił ze szkolenia na które wysłali go do Niemiec. Te 25 lat temu nie każdy mógł się chwalić zabawkami z zagranicy. Mam tego szopa do dziś, schowany w pudełku jako pamiątka, która całe życie będzie przypominać o tacie i jego przywiazaniu do rodziny.
Ja też tworzylam takie kompozycje pod szkłem Zakopane w ziemi i my to nazywalysmy szklane sekrety.Bawiłam się też w gotowanie na hydrancie takim Starym który był kuchnia ,trochę błotka i super placki wychodziły ale najlepsza zabawa była w zarosnietym parku gdzie żywopłotów labirynt stworzyliśmy i bazę opserwacyjna detektywów a jak sledzilismy dorosłych ukrywając się i nie dając się zauważyć to było chyba najlepsze az mi tęskno za tamtymi czasami
Wow ale zestawy zacne
Jestem najmłodsza z rodzeństwa, więc kiedy moje starsze siostry miały już swoje koleżeństwo to ja bawiłam się sama. Pamiętam, że miałam taki duży “prawdziwy” wózek, który był do zabawy, ale wyglądał naprawdę jak prawdziwy głęboki wózek. Wkładałam lakę, moją ulubioną Murzynkę. naprawdę to była lalka koloru brązowego i wyglądała, jak prawdziwa mała murzyńska dziewczynka. Uwielbiałam ja ubierać w sukienki uszyte przez moja mamę. Bawiłam się w dom, w którym moim mężem był miś, wielkości 7-letniego dziecka. Miałam tez taki duży telefon z tarczą numeryczna i słuchawką. Jak moja córeczka usnęła we wózku, to ja brałam gitarę i mój mąż-miś grał na pianinku i sobie razem w ogródku siedzieliśmy, aby potem dalej bawic się w prawdziwy dom na dworze. Ale się rozmarzyłam, aż łezka kreci się w oku na samo wspomnienie ulubionej zabawy.
Wow ale zestawy zacne. Powodzenia
Zawsze podziwiam precyzję wykonania i to jak ta marka się rozwija. Aż bym sobie poukładała. 😉
Moje dzieciństwo to przede wszystkim wizyty u babci, zabawa na dworze całymi dniami no i niezapomniane chwile z koleżankami na kocykach i…lalkami Barbie 🙂 Miałam 3szt – blondynkę, brunetkę no i taką jedną w ciąży. Ciężko było dostać dla nich akcesoria i ubrania dlatego moja mama tworzyła na szydełku i drutach takie malusieńkie staniki, stroje kąpielowe i wszelkiej maści sukienki <3 Zazdrościły mi wszystkie koleżanki 🙂 Fajne to były czasy….lalki mam do dzisiaj. Czekały na moje dzieci. Mam dwóch synów więc poczekają jeszcze troszkę 😉
My miałyśmy dużo lalek z racji, że nas są trzy kobitki w podobnym wieku. Dla lalek ubranka, pościel do łóżeczka i do wózka szyła nam mama. Czasami same robiłyśmy im coś na drutach. Twórcze zabawy miałyśmy 🙂
O tak, lego od zawsze jest niezastąpione i uwielbiany przez dzieci 😉 ja dalej noszę maluszka w brzuszku więc do zabaw klockami lego jeszcze nam daleko, ale życzę powodzenia wszystkim biorących udział;)
Gdy byłam dzieckiem to jedyne o czym marzylam to jakikolwiek zestaw klocków lego, niestety czasy były cięźkie i marzenie spelniło się dopiero gdy urodziłam własne dzieci!!
Dostawały klocki już od pierwszych lat życia, nie bawilismy się duplo, ale odrazu city. To było spełnienie dziecięcych marzeń, o dziwo dzieciaki nie niszczyły zbudowanych zestawów. Gdy były na tyle duże by składać lego samodzielnie zaczęła się zabawa która w tej chwilo stała się tradycją, a mianowicie 25 grudnia gdy tylko otworzymy oczy, zaczynamy składać wszystkie mozliwe zestawy (instrukcje zbieramy od lat). Zdarza się czasem ze przez kilkanaście godzin siedzimy na dywanie zapominając o jedzeniu i piciu oby tylko jak najwiecej ułożyć. Na początku naszej corocznej tradycji zabawa była prosta i trwala zazwyczaj kilka godzin, a dzieciaki mogły cieszyć się wszsytkimi zestawami prawie odrazu, dziś jest to bardzo skomplikowane i trwa kilka dni, nie jest łatwo ale frajda z jaką dzieciory szukają konkretnych klocków i ich współpraca w tych dniach rekompensuje ból kręgoslupa i głodówkę. No i mamy swoją niepowtarzalną świąteczną tradycję:)
Dziękuję za ten wpis. Czytając widziałam siebie – starszą siostrę podkradającą młodszemu bratu komunijne klocki – zestaw – kosmiczny pojazd ze wściekle zielonymi szkiełkami i antenami. Dzisiaj oglądając z moimi dziećmi zdjęcia z tamtego czasu widzę ich uśmiechy i słyszę niedowierzanie: ,, To wujek też bawił się lego?” Zazdrośnie podsłuchuję jak moja 4 wynajduje nowe zastosowanie (których ja nie odkryłam) dla sześciennego klocka pustego w środku z dziurką i malutkim schodkiem u postawy. Kiedy miałam lat kilka, lego były towarem z wyższej półki sprowadzanym z wielkiego świata. Wokół mojego domu rozlegały się budowy nowych osiedli jak dżungla pełna przygód. Całymi gromadami wędrowaliśmy z przyjaciółmi po tym bezkresie niebezpieczeństw obdzierając kolana, łokcie, piszczele z naszymi domowymi pupilami bez obroży i smyczy. Na drewnianych balach udawaliśmy romantyczny taniec z ,,Dirty Dancing” albo śmiertelną walkę Luka z Darthem Vaderem. Prowadziliśmy sklep między krzakami, gdzie jedynym towarem były liście, jedyną walutą liście, jedynym opakowaniem liście. I w odważnych kowbojów oswajających dzikie rumaki za pomocą skakanki. Budowanie bazy po masowym czytaniu książki ,,Guzik”. Gry w wyspy, klasy, w gumę w dwa ognie i całe dnie na powietrzu…. ach! jak pięknie się żyło.
Kiedyś w sobotę, wychodziliśmy z domu rano, wracaliśmy na obiad tylko po to, żeby z deserem (często była to po prostu kromka chleba posmarowana śmietaną i posypana cukrem) w ręku wybiec ponownie na podwórko. To były czasy wspólnego wychowywania się na podwórkach. Każdy znał każdego. Co chwila mogliśmy usłyszeć „Ma-mo mo-gę jesz-cze trochę zos-tać?” albo „ma-mo rzuć ka-nap-kę!” – to było piękne.
„Pałka zapałka, dwa kije, kto się nie schowa ten kryje!”? – chowaliśmy się gdzie popadło, tylko po to, żeby po momencie usłyszeć „pobite gary!” i z niezadowoloną miną wyjść z naszej kryjówki. Jeśli jednak udało nam się wytrwać w niej do końca, biegliśmy ile sił w nogach, tylko po to, żeby się „zaklepać”, zanim szukający zrobi to przed nami.
Centrum naszych spotkań to zawsze był trzepak – cud techniki jak dla nas. To na nim bawiliśmy się w „tramwajarza”. Obok skakaliśmy w gumę, chłopaki obok grali w pikuty, rzucając nożami w ziemię Graliśmy w kapsle.
Gram o Lego Technic dla syna
Pierwsze klocki się długo pamięta,
wiem że byłam wtedy wniebowzięta!
Na moje 6 urodziny je dostałam
i już się z nimi długo nie rozstawałam!
Ich elementy były dosyć banalne,
ale dla małego dziecka wręcz idealne!
Co prawda nie były profesjonalnie zrobione,
ale moje własne, jedyne i wymarzone!
Przez dziadka były wykonane,
z niepotrzebnych ścinków drewna powycinane!
Rysunki wesołe dziadek na nich dorysował
i różnymi kolorami je potem pomalował!
Pamiętam, że jak moje klocki dostałam
to z siostrą kilka nocy pod rząd nie spałam!
Zamiast spać to ukradkiem je układałyśmy
i pamiętam, że ogromną frajdę obie miałyśmy!
Choć budowanie z klocków nie było trudne,
to na pewno nie wydawały się nam nudne!
Jak dobrze, że za moich czasów nie było komputerów,
tabletów, smartfonów i innych bajerów!
I z klockami mam piękne wspomnienia związane,
na całe życie tamte chwile pozostały zapamiętane! 🙂
W konkursie dwapluscztery.pl o Lego Technic się staramy,
dlatego ten wiersz i rymy specjalnie układamy!
Chcielibyśmy Synkowi je podarować,
żeby miał z czego różności budować!
Razem z tatą bawiliby się na dywanie,
to byłby ich sposób na czasu wspólne spędzanie!
Pomysłów na zabawę z klockami Lego mieliby bez liku,
że ciężko byłoby mamie połapać się w ich bałaganiku!
Zabawę klockami dzieci i dorośli uwielbiają
i co ciekawe z tego nigdy nie wyrastają!
Mała podlubelska wieś trzydzieści lat temu to był jeden wielki plac zabaw. Rodzice uważali najbliższe otoczenie za bezpieczne,więc pozwalali nam wychodzić na całe dnie.Przypuszczam,że był im to na rękę. W gospodarstwie pełnym zwierząt, złożonym z małej chatki zamieszkałej przez (jak mi się teraz wydaje)tłum ludzi, stodoły, kurnika,obory,piwnicy i poddachu, zawsze było coś do zrobienia.Zabawa trwała w najlepsze, było nas sześcioro,znaliśmy się od urodzenia i płec nie miała znaczenia. Jak bawiliśmy się w wojnę to wszyscy ,a jak w dom to i chłopcy uczyli się gotować. I właśnie ta zabawę w dom najlepiej wspominam. Pamiętam jakby to było wczoraj jak biedy zmuszała nasze małe mózgi do wielkiego wysiłku i uwierzcie mi-nie ma rzeczy nie do zastąpienia. Nasz „domek” znajdował się w starej stodole, przez dziury w ścianach wpadały grube promyki słońca, woń słomy wdzierała się nozdrzami i wyryła trwały ślad w moim mózgu..moje dzieciństwo! Brudne,biedne,ale najwspanialsze! Zawsze miała brudne ręce,bo nikt nie miał czasu ich myc to robieniu ciasta z błota,wytarła o czerwoną stara sukienkę i biegłam dalej szukac zgniłych jabłek na”niby”kompot. Nasz domek był swoistym złomowiskiem. Ale wtedy każda rzecz była na wage złota. Zabawek nie miał nikt,a bawiliśmy się lepiej niż współczesne dzieciaki. Zamiast garnków mieliśmy puszki po konserwach,po groszku i kukurydzy,no i słoiki podkradane babci. Zamiast łyżek patyki a na ich końcu przywiązany kawałek plastiku,albo blachy. Zamiast zlewu stare wiadro z dziurą,która imitowała kran. Zakręcało się go przytykając kijkiem. Półki to były stare deski,kamienie wyznaczały drzwi. A nasze jedzenie gotowało się z żużlu, liści, mchu,traw,błota,piachu ,kurzu a nawet piór który wypadały kurom. Jakiez piekłam wtedy torty,jakie zupy gotowałam, teraz już wiem dlaczego brudne ręce oznaczaja szczęśliwe dziecko.A gdy lato się kończyło,domek musiał zniknąć,bo jego miejsce zastępowały wiązki słomy ,dając schronienie myszom przez zimą. Ale co roku odbudowywało się go na nowo.
Gramy o lego z Catwoman:)
Gram o zestaw Lego Batman – zestaw 70902
Moje zabawy z dzieciństwa to była prawdziwa Magia ponieważ trzeba by je na kilka rodzajów:
– Zabawy w domu,
– Zabawy na podwórku,
– Zabawy u babci,
1. Zabawy w Domu
Zabawy w domu to zabawy w moim świecie którym władałam wraz z moją siostrą, zaczynając od zabaw lalkami które odgrywały nie lada artystyczne role, raz były siostrami, raz księżniczkami a raz konkurentkami. Były to nasze przyjaciółki miałyśmy dwie szmaciane lalki uszyte nam przez ukochaną babcię oraz dwie lalki Barbie. Były to czasy gdzie w sklepach ceny wysokie, towaru mało ale nic nie było więcej warte niż talent i chęci mamy która szyła nam coraz to lepsze i ładniejsze ubranka dla naszych lalek. My w ramach tego mogłyśmy je pokolorować a potem się bawić nimi do woli. Uwielbiałyśmy też robić wszelkiej maści biżuterię z koralików, żyłki, kokardek. Byłyśmy później jak takie małe miss na wybiegu. Z zabaw kochałyśmy także pomagać mamie w kuchni, czasem same coś ugotowałyśmy a przy tym zawsze jedna była kucharzem a druga profesjonalnym kelnerem. Piekne i wystawne bale pełne naszych zabawek oraz gdy wpadali przyjaciele to na naszym łóżku piętrowym bawiłyśmy się w parostatek – każdy chciał być kapitanem! Klocki Lego to chyba jasne… pierwsze nasze to były zestawy Lego jeszcze bez ludzików takie proste zestawy które pozwalały nam budować nasz własny świat. Kolejne to już było Lego System! To już było coś! Pojazdy! Niesamowita śmieciarka! I te ludziki! Potrafiłyśmy tworzyć jeden świat by jutro już kreować kolejny. Pierwsze spotkanie z grami komputerowymi poprzez kultowe Commodore 64 z odtwarzaczem na kasety i śrubokrętem który pomagał nam dostroić gry… pierwsza „randka” z Super Mario, Spy vs Spy i Battle City później pojawił się Pegasus i cardrige… oj piękne czasy początków rywalizacji.
2. Zabawy na podwórku,
Moja ulubiona zabawa to był „Chowany Kopany” z przyjaciółmi, zamiast liczenia jedna osoba wykopywała piłkę z miejsca startowego na które to miała piłka wrócić i tam zaklepywano za siebie lub wszystkich innych. Chowaliśmy się między blokami, było prześmiesznie! Ta zabawa łączyła nas zawsze z rodzicami ponieważ wiadomo… piłka leci.. to w kwiaty, czasem w samochód i skargi i awantury. To były czasy gdzie rodzice stawali za dziećmi by te mogły się bawić na podwórku. .Jazda rowerem, piękna, czysta i bez konkretnego celu. Piłka nożna dzieci i rodziców na boisku obok. Razem też chodziliśmy na plaże dużą ekipą by móc pograć tam w siatkówkę i popluskać się w jeziorze. Uwielbiałam też grywać w klipę oraz w kamień. Zabawa gdzie rysowało się kółkiem i kto nie trafił w pole przeciwnika albo w przeciwnika ten tracił kawałek swojego obszaru. Później pojawiły się proce i pistolety na kulki… oj bolało ale śmieszyło bardziej niż bolało! Budowanie baz pod balkonami, chodzenie po drzewach…W zimę jak wszyscy budowaliśmy iglo, rzucaliśmy się śnieżkami, lepiliśmy bałwany, jeździliśmy na kuligi i jeździliśmy na sankach…. Choć nigdy nie zapomnę o ogniskach które mieliśmy także w miejskim lesie całymi rodzinami.
3. Zabawy u babci
Czyli zabawy które najwięcej mnie uczyły praktycznych rzeczy. Wraz z babcią pieliłam grządki, obrabiałam działeczkę. To z nią nauczyłam się haftów krzyżykowych, gotowania, śpiewania oraz szycia. Uwielbiałam zabawę w słowo i znalezienie dla niego odpowiednika w gazecie, wycinałam je wtedy i tworzyłam takie słowne albumy. To ona tworzyła dla mnie różne przebrania, uczyła mnie malować, kreować i realizować to co miałam w mojej dziecięcej głowie. To u niej były spotkania z kuzynostwem z którym jeździłyśmy rowerem i graliśmy w badmintona. Piękne czasy.
Jako dziecko uwielbiałam bawić się na dworze w błocie, gotować zupy i klopsy, a na deser z liści czarnego bzu z siostrami robiłyśmy nalesniki. Miałyśmy w ogrodzie naczynia i sztućce. Za talerze służyły ogromne liście rabarbaru. A że byłyśmy trzy, to i jedzenia było mnóstwo. Zapraszłysmy rodziców, babcię na obiad z deserem.
Chcialabym żeby moje dzieciaki też miały takie wspomnienia. Teraz mój 5cio latek uwielbia LEGO i budowanie wyburzaczy i “dudaczy” co pracują na placu budowy. Byłby zachwycony gdyby dostał zestaw Batman.
Pozdrawiamy – Ola, mama Emila i Tosi
Muszę zacząć od tego, że mam siostrę bliźniaczkę… zabawki które dostawałyśmy były wspólne. Nie mam z tego powodu mojej jedynej ukochanej zabawki z dzieciństwa… ale za to mnóstwo wspomnień ze wspólnie spędzonego czasu z siostrą. Choć czasem nam przeszkadzało, że nie mamy osobnych rzeczy jednak dziś myślę że sporo nas to nauczyło.
Jak dziś pamiętam domek dla lalek w którym wspólnie dokonywałyśmy przemeblowań, kufer z biżuterią i kosmetykami….
Wspólne układanie włosów, malowanie siebie nawzajem, strojenie w stare suknie mamy…. to były czasy!
Na podwórko choć się nieraz kłóciłyśmy…. zawsze byłyśmy razem – berek, guma, podchody…. i wspólne powroty. Choć wcześniej nie zawsze tak było. .. to dziś doceniam że mam siostrę blizniaczkę. Mieszkamy teraz w innych miastach i rzadziej się widzimy… jednak gdy opowiadam o swoim dzieciństwie swoim dzieciom w tych historiach zawsze pojawia się ona…
BardzO podoba mi się Technic i myślę że najstarszy z mojej trójki byłby nim zachwycony!
Ależ się córa ucieszy:)Dziękuję