Dziewczyny się pochorowały – w końcu pierwszy tydzień żłobka za nami, więc już leczymy cieknący katar.
Nasza Krysia z uporem maniaka wyciera nos ręką, po czym dotyka wszystkiego, co ma po drodze. Dodatkowo zaraz po otarciu gila, najczęściej chce pogłaskać Hanię.
Na początku latałam do łazienki i myłam jej ręce. Niestety po 10 razie skapitulowałam. To nie miało większego sensu. Po 5 minutach, nos był otarty ponownie.
Zastanawiałam się co zrobić. Jeśli będzie tak robiła, to momentalnie będziemy mieli szpital w domu.
Jako matka pomysłowa, dumałam i wydumałam.
Parę dni wcześniej staliśmy się posiadaczami cudownych produktów formy Osmoza Care. Poszperałam i wybrałam coś, co na pierwszy rzut oka wyglądało na kolejną piankę do rąk. Jak się okazało nie do końca nią było. Zastanowiło mnie słowo „musująca”. Przecież musujące to mogą być tabletki od bólu głowy, czy witaminy dla dzieci. Ale pianka do rąk? Jak ona niby ma musować?
Otworzyłam, nacisnęłam i przepadłam.
Pianka na ręku rzeczywiście musuje, jak cukierki strzelające na języku (pamiętacie takie cukierki?). To jeszcze nic… Jak złożymy ręce, to zaczyna wydawać dźwięk, niczym kotlet smażony na patelni. Rewelacja. Miałam ubaw jak dziecko. Poza tymi czysto rozrywkowymi cechami, pianka jest antybakteryjna. Usuwa 99,9% bakterii – cudo. Dodatkowo jest bezpieczna dla dzieci. Będzie idealna.
Jak można było się spodziewać, na dźwięk „smażenia” natychmiast zareagowali Marcel i Krysia. Zameldowali się przy mnie w mgnieniu oka, wystawiając ręce i wołają „JA TEŻ!!!”.
Skoro taki był pierwotny zamysł, wycisnęłam im po małej porcji na dłonie. Pianka zaczęła musować, a maluchy stanęły jak wryte. Otworzyli buzie i przez kilka minut ich nie zamykali. Jak podpowiedziałam im, żeby złożyli ręce, mogli zbierać szczęki z podłogi. Dźwięk „smażenia” ich zafascynował.
Marcel zaczął wykrzykiwać „Mama zobacz smażę ręce!” na co Krysia „Maze, maze – daj jesce”. Oboje zaczęli zachowywać się jak Żółtek z bajki „Gdzie jest Nemo” – „Bąbelki, bąbelki, bąbelki! Moje bąbelki! Moje, wszystkie moje!”. Jak pianka przestała musować, ich zachowanie upodobniło się do mew z tej samej bajki – „Daj, daj, daj, daj, daj”.
Zabawa była przednia, a przy tym dbaliśmy o higienę. Krysia mogła spokojnie pogłaskać Hanię, a ja nie latałam już co parę minut do łazienki, żeby umyć jej ręce.
Pianka ma jeszcze jedną cudowną cechę – pięknie pachnie. To zawsze odstraszało mnie od wszelkich antybakteryjnych historii – zapach spirytusu – tutaj tego nie ma.
Po użyciu dłonie są miłe w dotyku, gładkie i delikatnie nawilżone.
Zgadnijcie, co teraz po każdym wytarciu nosa, chce robić Krysia i Marcel? – „SMAŻYĆ RĘCE”
Pozdrawiam
Pani K
PS: Szkoda, że to opakowanie jest tak małe, bo Maciek też przepadł dla „smażenia”
2 komentarze
Mam nadzieję, że dziewczyny szybko “dojdą” do siebie i pojawiają sie w żłobku, a zwłaszcza Hania która powoli zaczyna akceptować żłobek
Pozdrawiam D.P
świetny patent…póki mamy jedno, liczę się po prostu z tym, że wszyscy będziemy mieli katar. Nie jestem w stanie zapanować nad rozcieraniem smarków wszędzie. I w ten sposób Ania ma katar od wczoraj, ja dziś zaczęłam. Ale przy większej rodzinie uniknięcie domowego szpitala na wagę złota 🙂 Zdrówka!