Bezpłodność to wyrok?
Czy kobieta z czwórką dzieci może być bezpłodna?
Może…
Byłam i ja…
Pierwsze dziecko urodziłam mając dwadzieścia parę lat. Podobno w wieku idealnym do “rozrodu”.
Radość, miłość, odpowiedzialność – wszystko przyszło. Było cudownie, ale wtedy jeszcze nie sądziłam, że będzie tych dzieci więcej. Co prawda od dzieciństwa powtarzałam sobie, że dzieci chce mieć najmniej czwórkę, ale na tamtym etapie jeszcze oboje nie wiedzieliśmy ile tych dzieci chcemy mieć i co dalej.
Chęć na kolejne przyszła jednak szybko. Ok 3 urodzin pierworodnego, powiedzieliśmy sobie, że już czas. Że to jest ten moment, kiedy chcemy być rodzicami dwójki.
Seria badań, zdrowa dieta i próby – tak przez kilka miesięcy wyglądało nasze życie. Niby wszystko było ok, ale dwie kreski się nie pojawiały. Zupełnie.
Oboje byliśmy przebadani. Oboje zdolni do posiadania dzieci, bo przecież już dziecko na świecie było.
Niestety mijały kolejne miesiące i nic.
Presja rosła, a ja popadałam w coraz większa paranoję.
W końcu pewnego dnia, trafiłam z bólem jajnika do szpitala. Okazało się, że pękła torbiel. Potem była operacja.
Otworzyłam oczy, a lekarz z uśmiechem na ustach oznajmił mi, że “przy okazji” uwolnił trochę zrostów, które pojawiły sie po pierwszej cesarce.
SUPER – w końcu to mogło być powodem braku dwóch kresek na teście.
Te kilka dni po operacji, było dla mnie męką.
Leżałam w szpitalu położniczym. Oddział ginekologii sąsiadował z oddziałem położnictwa.
Co chwila widziałam szczęśliwych rodziców, prowadzących przed sobą przeźroczyste kuwetki z wierzgającymi bobasami. Słyszałam ich płacz, kładąc się spać w ciemnej i cichej sali.
Płakałam, że nie jestem na ich miejscu. Że nie tu miałam być.
Zazdrościłam bardzo.
Wyszłam za szpitala.
Po konsultacji z lekarzem próbowaliśmy dalej, bezskutecznie. Dwóch kresek jak nie było, tak nie ma.
Mijały kolejne miesiące. Każda wizyta u lekarza, kończyła się słowami “ja w badaniach nie widzę nic niepokojącego, proszę próbować dalej i wrócić za pół roku, jeśli się nie uda”.
W końcu trafiłam na kogoś innego. Na lekarza, który postanowił działać od razu. Na takiego, który nie odsyła z kwitkiem. Szczegółowe badania, które wymagały ode mnie codziennych wizyt w gabinecie. Dokładny przegląd cyklu i w końcu jest. Mieliśmy powód naszego niepowodzenia.
Ja najzwyczajniej w świecie byłam hormonalnie rozjechana. W trakcie jajeczkowania, jajeczko się nie pokazywało. Po prostu go nie było …
Zalecenia – zastrzyki w brzuch. w każdym cyklu.
Przyjęłam jeden…bo miesiąc później zobaczyłam na teście te dwie upragnione kreski. Dwa ślady sukcesu i spełnienia marzeń.
Nasza walka trwała prawie 3 lata!
3 długie i ciężkie lata przepełnione moim płaczem i narzekaniem.
Czy popełniłam jakieś błędy?
Tak – nie poszłam do tego lekarza wcześniej!
Czemu o tym piszę – bo chcę Wam drogie mamy powiedzieć, że nawet jeśli macie już jedno dziecko, nie znaczy, że kolejne pojawi się bezproblemowo.
Jeśli czekacie na upragnione dwie kreski, a one od dłuższego czasu się nie pojawiają – zawsze jest szansa. Nie trzeba się poddawać po chwili. Trzeba szukać lekarza, który podejmie walkę razem z Wami. Takiego, który nie będzie Wam kazał wrócić za pół roku.
Szansa jest zawsze, tylko czasami tej szansie trzeba nieco pomóc.
16 komentarzy
Dziekuje Ci za ten artykuł 🙂 2 lata i nic… Pierwszy zastrzyk za mną, mam nadzieje ze w końcu się uda – tak jak Tobie 🙂
Jestem pewna, że się uda – czekam na informacje!!! Powodzenia!!!
Mimo wszystko ciężko się to czyta u Ciebie, po ponad 4 latach walki, mając dzieci zero, ciąż jedną (zakończoną wadą letalną w 2 trymestrze) i bez jakiegokolwiek zdiagnozowanego problemu po obu stronach – hormonalnego, mechanicznego, nic…
a co dokładnie lekarze twierdzą?
Niepłodność idiopatyczna pierwotna. Wszystkie przyczyny na ten moment wykluczone. Walczymy.
Ja wiem, że mając 4 dzieci łatwo powiedzieć – NIE PODDAWAJCIE SIĘ!, ale nie ma innego dobrego słowa. Ja wiem, że walka daje efekty, a wszystko to to kwestia dobrego lekarza, który tak samo w to uwierzy! Jak coś to mogę polecić tego, który pomógł nam…. może coś…
Ale gwarancji nie ma jeśli nie ma czego leczyć. Nie wystarczy iść do lekarza, nie wystarczy wyluzować i o tym nie myśleć.Tak jak pozytywny test ciążowy i zobaczenie serca na usg też nie gwarantuje pomyślnie zakończonej ciąży. Dlatego nie jestem fanką tego typu poradników od osób, których problem już tak bardzo nie dotyczy, bo nam, niepłodnym teraz nie jest przez to lepiej, że komuś innemu się udało, jeżeli nie udaje się nam. Czasami lepiej już nic nie napisać.
Czasami po prostu można nie czytać tego co nas denerwuje. Jednym artykuł przeszkodzi, dla innych jest nadzieją i zbawieniem (jak np dla tych, którzy do nas piszą i dziękują za niego) – nie dopasuje każdemu i nawet nie mam zamiaru tego robić. Opisuje swoje przeżycia, swoją drogę. Każda droga jest inna i jak sama ciągle powtarzam JA NIE PISZĘ PORADNIKA< BO NIE POTRAFIĘ. Opisuję swoje życie... i nikt nie może mi tego zabronić, ani mówić o czym mam pisać a o czym nie. To wybór czytelnika czy to przeczyta. Dodatkowo - NIGDZIE nigdy nie napisałam o wyluzowaniu, bo mnie samą takie stwierdzenia kiedyś do szału doprowadzały. Trzymam się pięknej zasady w życiu - żyj i pozwól żyć innym. Nie obwiniaj innych o własne niepowodzenia i ciesz się ich sukcesami. To pomaga - naprawdę.
Mi tez jest ciężko, czuje niesprawiedliwość, bo wszyscy wkoło w ciąży , a mnie to omija. Moja siostra na tez 4 dzieci, a ja nie mogę nawet jednego stworzyć. Ale nie przyszlo mi do głowy, żeby odebrać ten wpis negatywnie. Wiadomo, chciałabym tez już dawno chodzić z brzuchem i mieć swoje maleńkie dzieciątko, ale nie będę jechać każdego przez to …
Świetnie, że Ci sie udało. Jednak czytając komentarze nie wiem czy artykuł podnosi na duchu inne kobiety 🙂
Jedne podniesie – inne nie – nie jesteśmy stanie “dogodzić” każdemu…. ale wiadomości które dostajemy, pozwalają nam wierzyć, że niektórym pomaga…
Cieszę się , że Ci się udało! Moje dziecko jest trochę “na kredyt”. Byłam po leczeniu chemioterapią. Miałam problemy z hormonami. Bałam się, że nie uda nam się mieć dziecka, a bardzo chciałam. Ale trafiłam na fantastyczną panią doktor, która monitorowała później całą moją ciąże i poród. Teraz jestem szczęśliwą mamą cudownej 7-mio latki! 🙂
Bardzo ważny wpis, uświadmiający
Podziwiam Cię! Na prawdę dużo w życiu przeszlaś i nie dałaś się złamać. Ja jestem w trzeciej ciąży i już drugi tydzień trzyma mnie infekcja (po gardle przyszedł mega zatkany nos)- panikuję jakby to było nieuleczalne.
A wracając do tematu pół roku po wycięciu jednego jądra u mojego męża zaszlam w ciążę- dla nas to kolejny cud.
Przez jakieś 3 lata walczyliśmy z mężem o to, żeby w ogóle mieć dziecko. Też trafialiśmy do takich lekarzy, którzy nie wykryli endometriozy. W końcu trafiłam do świetnego lekarza, który od razu “zobaczył” endometriozę, potem laparoskopia i potem w końcu zaszłam w upragnioną ciążę. I poroniłam. Potem znowu poszukiwanie przyczyn poronienia. Znowu leczenie i w końcu się udało: mamy prawie 3,5 letniego Bartusia :). A urodziłam go w wieku 40 lat :).
Jest jeszcze druga strona tego samego medalu… Poronienia. Czy to bezpłodność? Trudno powiedzieć, teoretycznie dwie kreski się pojawiają, niestety upragnione dziecko już nie… I weź tu wytłumacz matce dwójki urwisów z książkowych ciąż, że kolejnych już nie weźmie w ramiona…