Wiecie jakie jest najczęściej zadawane nam pytanie? „Jak wy dajecie radę i ogarniacie czwórkę dzieci?” Ogłaszam wszem i wobec, że radę dajemy i to całkiem nieźle nam idzie.
Nasz dzień (przy opcji „tata w domu”, wygląda mniej więcej tak – i to chyba będzie najlepsza odpowiedź na powyższe pytanie:
5:15 – włącza się pierwszy alarm w moim telefonie – otwieram oczy – Pana K nie ma – poszedł wybiegać wczorajszego kebaba, naciskam „drzemka” i udaję się ponownie w krainę snu. Wszystkie dzieciaki jeszcze nie odkryły faktu, że noc już minęła i smacznie śpią
Otwieram oczy – g. 5:45 – Hania kręci się przez sen, ale to jeszcze nie jest wołanie o śniadanie. Pana K nadal nie ma – spalenie kebaba zajmuje nieco więcej, odpalam ponownie „drzemkę” i zamykam oczy,
Otwieram oczy 6:15 Pan K wpada mokry –„ Misiek wstawaj już rano – trzeba dzieciaki budzić”…”Kochanie jeszcze 5 min” – niestety Hania usłyszała tatusia i otworzyła jedno oko – „ĆŚŚŚŚŚ śpij niunia to tylko tatuś nie umie się cicho zachowywać”.
6:20 – do naszej sypialni wkracza ochoczym krokiem Krysia, niesie ze sobą misia, dwie wielkie lale, dinozaura, sowę (tzw. huhu) i obowiązkowo Świnkę Peppę.. słyszymy „tata” i wiemy, że na dzisiaj nasz sen się skończył. Krysia ładuje się z całym majdanem do nas i wtula w siedzącego na łóżku, spoconego od biegania tatę, po sekundzie zmienia jednak zdanie i chce się wtulić w mamę…a potem to już wędrówka po całym łóżku, bo przecież musi jeszcze wszystkie zabawki położyć i nakryć.
Wstajemy, koniec tego dobrego. Zaczyna się szukanie ubrań – czasami – podkreślam tylko czasami, udaje mi się naszykować zestawy do założenia poprzedniego wieczoru i mam rano spokój. Ubrania wybrane – to należy do moich porannych zadań, bo jak widzieliście na zdjęciu w jednym z postów – tatuś do najlepszych stylistów nie należy, a dzieci przez niego ubrane z powodzeniem mogą dołączyć do cyrku. Pan K. nadał nawet odrębną nazwę dla swoich kolekcji – Eklektyzm modowy.
Ubieramy się – zaczynamy od Krysi – NIEEEEE MAMA NIEEE – Krysia stwierdza, że właśnie w tej chwili to ona chce pooglądać książeczkę ze świnką, a nie zmieniać pieluchę po nocy… dobra kapituluję, idę budzić Marcela i Maćka.. ”CHŁOPAKI WSTAWAĆ!!!! Maciek do łazienki „ Młody idzie żółwim tempem umyć zęby, potyka się po drodze o taboret w przedpokoju. Jest w końcu dotarł..nakłada już pastę.
Marcel przeciera oko –„ mamoooo ja nie chcę do żłobka!!!!” – „wstawaj kochanie chodź do mamy” – biorę go na ręce przenoszę do salonu – Krysia w tym czasie nadal wertuje kolejne strony świnki Peppy. OK ubieramy się – Marcel jęczy, że nigdzie nie idzie, Krysia stwierdza, że też sobie popłacze – a jak, starszy brat może to i ona zacznie. Ryczą oboje – ja nie zrażona ubieram ich. Gotowi, zapłakani, ale gotowi. Maciek ubiera się sam – o tyle dobrze. Cała trójka gotowa do wyjścia. W tym czasie Pan K szykuje śniadanie do szkoły, sprawdza plecak i bierze wszelkie niezbędne w żłobku pomoce. Budzi się Hania – przenosimy ją do leżaczka w salonie – „niunia poczekaj chwilkę tylko wszyscy sobie pójdą i zjemy”. Towarzystwo wychodzi – jest 7:45. Siadamy z Hanią na kanapie i jemy, jemy i jemy. Pan K wraca meldując – „dzieciaki odstawione”. Jejuuuuu mamy czas dla siebie, Hania zasnęła przy piersi, młodziaków nie ma, suuuper…i nagle przychodzi zdrowy rozsądek – zakupy, sprzątanie i pranie – „o kur….ka wodna – pranie – zapomniałam wczoraj wieczorem rozwiesić – włączam pralkę z tym samym praniem ponownie ( może tym razem nie pobijemy rekordu 4 dni w pralce i 6-cio krotnego odświeżania).. Pakujemy Hankę w auto i ruszamy na zakupy – czemu nie pojedynczo ? Bo każde zawsze przypomina sobie, że jeszcze to czy to i nigdy nie zrobimy wszystkich zakupów, jeśli jedno z nas jedzie.. więc zakupy zrobione – już po 12:00, wracamy do domu. Zaczynamy porządki, zbieramy z podłogi pidżamy rzucone w pośpiechu rano, zabawki zostawione po drodze przez Krysię. W międzyczasie obiad – jeju co na obiad – a dzisiaj może na szybko – makaron z kurakiem – Pan K staje w kuchni i jak zwykle z niczego robi coś, co potem mi (dosłownie) tyłek urywa, a kubki smakowe są na najwyższym poziomie zadowolenia. 15:00 – Hania już 5 razy jadła – więc marudzi bo jej się nudzi – mata – tymczasowe rozwiązanie działa. Hania śmieje się i łapie zabawki wiszące nad jej głową. Zaraz trzeba odbierać towarzystwo. 16:15 Pan K jedzie po dzieci – koniec laby. 17:00 do domu wpada szarańcza. Od progu drze się Krysia bo Marcel się na nią pcha. „Jeeeeść!” – krzyczą wszyscy naraz. TO nic, że 20 minut wcześniej skończyli podwieczorek, a Maci miał w szkole obiad. Towarzystwo zasiada w salonie i coraz głośniej domaga się strawy. Krysia bije Marcela, bo pierwszy wszedł na moje kolana, Marcel uderza Krysię w odwecie, jest płacz, popychanie – normalka – nie robi to już na nas wrażenia. Ufff…cisza – jedzą – cokolwiek było pod ręką – czasem jest to zimna parówka, czasem suchy chleb, ale dzięki temu jest cisza jakże pożądana u nas. 18:00 –„ mamoooooo ja chcę oglądać strażaka Sama!!!!” – a nie możesz się pobawić tysiącem zabawek, które macie w pokoju ?? NIEEEE Strażak SAM!!” OK poddajemy się – odpalamy strażaka. „Mamoooo nudzi mi się” – Maci stwierdza, że nic zadane nie ma, strażaka z Maluchami oglądać nie będzie, a zabawek ruszyć mu się nie chce. Kombinuje jak tu na konsolę nas namówić –„ o niieeee mój drogi” – odkrywa jego niecny plan Pan K – albo zabawki, albo książka – wybór należy do Ciebie” – „to ja idę z nimi strażaka pooglądam”
19:30 Hania się przebudza – czas szykować ich do spania – Myjemy się – Krysia z Marcelem siedzi w wannie i wylewa wodę po całej łazience – czas wychodzić – jest płacz, że jeszcze chcą w wodzie posiedzieć… 20:15 Maci się kąpie, my w tym czasie ubieramy maluchom pidżamy, bacznie obserwowani przez Hankę. Pan K robi kolację. Ja rozbieram Hanię i szykuję do kąpieli. Starsi dostają kolację, my kąpiemy Hankę. Ufff zrobione… wszyscy w pidżamach, nakarmieni, napojeni… 21:15 czas spać. Hania musi pojeść, więc Pan K kładzie dzieci do łózek. Krysia zabiera 21 zabawek do łóżka, w zasadzie nie widać jej wśród tylu lalek. Kładzie się. Chłopaki leżą w swoim piętrowym łóżku. Maciek śpi na górze – czyta jeszcze 5 minut dla Marcela. Odpalamy kołysanki („Dorotka” rządzi) – Pan K. tak namiętnie śpiewał niedawno dzieciom kołysanki przeróżne, że uzależniły się od „Dorotki”,” Wlazł kotek na płotek”,” Na Wojtusia”, „Śpij kochanie” i innych. Niestety tylko z sobie znanych powodów Marcelek zażądał wersji cyfrowej, chociaż według taty to właśnie on sam ma najlepszy do tego głos. Krysia woła tatę .. każe mu usiąść i głaskać się po głowie.. tata potulnie siedzi przy jej łóżeczku i głasia. Woła Marcel „mamooo ja nie chcę spać – posiedź ze mną” dobrze, że Hania chwilowo przysnęła. Siadam na podłodze i głaszczę Marcelka. Maci się kręci. Zasypiają… Pan K nadal u Krysi – ok może jeszcze nie zasnęła – mija 20 minut – nieeee no teraz to ona już śpi – idę sprawdzić. Pan K śpi smacznie na podłodze przy łóżeczku córki. Córa dawno odleciała w krainę snów. Budzę go – „miś wstawaj – trzeba z psem wyjść jest 22:30”. Dobudzenie Pana K trwa jakieś 30 min.. Pan K wstaje – idzie w półśnie z psem. Wraca. Siadamy. „i co obejrzymy jakiś film – jest 23:30…OK” odpalamy film – zasypiamy po niecałych 10 minutach – o cholera PRANIEEEE!!! – eee jutro upiorę je ponownie … „Dobranoc kochanie”
4 komentarze
Czapki z głów dla rodziców:)
Bardzo nam miło.. staramy się być jak najlepszymi rodzicami dla całej czwóreczki. Nie jest cukierkowo, ale i tak jest przecudownie. Pozdrawiamy serdecznie pierwszego komentującego. 🙂
Bardzo przyjemnie się czyta Państwa opowiadania. Jestem mamą 2,5 Oskarka, rocznego Nikosia i jestem w kolejnej ciąży 4 miesiącu. Zatem miedzy najmłodszym/szą a najstarszym będzie dokładnie 3lata różnicy.
Na razie jestem przerażona tym co mnie czeka, ale czytając Waszego bloga troszkę się uspokoiłam… bo u nas już wygląda podobnie codzienność. Filmu nie widziałam od miesięcy, ale znam wszystkie odcinki Maszy na pamięć, więc nie ma co narzekać. Popychanie (szczególnie w wykonaniu starszego, choć młodszy też już zaczyna podnosić rękę), zazdrość, zabieranie wszystkich zabawek, płacz czasami z niczego, symulowanie bólu to także nasza codzienność. Moje dzieci nie chodzą do żłobka, pomyślałam że skoro jestem w domu to mogę im poświęcić jak najwięcej czasu, póki mogę. Kiedy mogę bawię się z nimi, staram się jak mogę aby poprzez zabawę też ich rozwijać. Kiedy młodszy ucina sobie jedyną w ciągu dnia drzemkę , bawię się ze starszym. Wiem, że Oskar czuje się czasami odrzucony, bo młodszemu poświęcam więcej uwagi(niedawno nauczył się chodzić i jeszcze się przewraca).
W kwestii żłobka, jestem trochę rozdarta bo z jednej strony wydaje mi się że są tacy mali, potrzebujący jak najwięcej miłości przytulania i od tego jestem ja. A z drugiej strony może ich krzywdzę, bo w pewnych kwestiach typu jedzenie są zależni ode mnie szczególnie ten starszy. Dzisiaj na moją prośbę jedz sam Oskar najczęściej mówi “mama da” albo “bee” 🙁 A młodszy z kolei to głodomorek zabierze z ręki nawet moja porcje. Pewnie, gdyby poszli do żłobka byliby bardziej samodzielni. Być może ma Pani jakąś radę w tej kwestii, mam dwa problemy nie dość że 2,5 latek nie je sam to jeszcze nie ma apetytu. Jedyne co mu smakuje to chyba kopytka z serem no i słodycze wiadomo.
Niektórzy piszą, że jeżeli dziecko nie zje zabrać talerz i już nie dawać obiadu, ale za chwile jak zgłodnieje woła mleko i będzie to powtarzał aż je dostanie a jak nie to będzie ryk.
Troszkę się rozpisałam, przepraszam:-)
Pozdrawiam.
Z najmłodszą mieliśmy podobnie. Słaby apetyt i jęczenie 🙂 – my zwyczajnie nie zmuszaliśmy do jedzenia. Nie chciała – nie jadła. Posiłek był. Jak nie zjadła, to następne był podawany o zwykłej porze. Nawet jak był ryk i płacz, że chce coś pomiędzy – nie ugięliśmy się. Dzięki temu przyzwyczaiła się, że jemy razem i nie podjadamy pomiędzy. A jak nie zje to poczeka na kolejny posiłek. Nie wiem, czy to sprawdzi się u wszystkich. Żłobek może przynieść tylko korzyści, bo Panie mają milion sposobów na posiłki i sprawienie, że dziecko z przyjemnością je zje. Działa też psychologia tłumu i dziecko jak widzi, że inne dzieci jedzą, robi to samo – polecam żłobek na milion procent.