Dziewczynki to nie są różowe aniołki.
Już kiedyś pisałam Wam, “Dlaczego nie lubię swoich dzieci”. To było z przymrużeniem oka. Trochę z lekkim uśmiechem. Tym razem chcę uśmiech odłożyć na bok.
Czwórka dzieci to nie jest bułka z masłem. Będę to zawsze powtarzać.
Czwórka dzieci to praca na najwyższych obrotach.
Jeśli dodamy do tego etat – to mamy mieszankę wybuchową, której efektem jest chroniczne zmęczenie i brak cierpliwości.
Niesiona wizją, którą sama sobie w głowie ułożyłam, zdecydowałam się (zdecydowaliśmy się) na tyle dzieci, sądząc, że przecież to nic strasznego. Dawaliśmy sobie wówczas radę z dwójką, damy i z czwórką.
I tak dorobiliśmy się naszej gromady.
I w tym momencie nadmienię, że dalej będę się trochę żalić, więc jeśli nie chcesz się przestraszyć – nie czytaj.
Nasi synowie są już “samoogarnialni”. Wstają rano, myją się, pakują do szkoły. Czasami szykuję młodszemu ubranie, bo on chodziłby w tym samym przez cały tydzień. To mój jedyny wysiłek poranny jeśli chodzi o chłopców. OK robię jeszcze kanapki do szkoły i szykuję mu obiad (nie korzystamy z cateringu szkolnego), ale to nie jest jakiś mega wysiłek i czasem w tym wyręcza mnie A.
I tu przechodzimy do sedna sprawy. Można by powiedzieć “czego więc się czepiasz?”.
Odpowiem jednym słowem: DZIEWCZYNKI.
Czasami myślę, że ich charaktery, są karą za coś, co w życiu zrobiłam źle.
Moja miłość do nich jest niezaprzeczalna. Dałabym się za nie pokroić bez mrugnięcia okiem. Mając możliwość podróżowania w czasie i podejmowania ponownych decyzji dotyczących własnego życie, nie zmieniłabym nic…ale…
Charaktery naszych dziewczynek, są naszą zmorą.
Po pierwsze nigdy nie wiemy w jakim humorze wstaną. Jeśli po otwarciu oczu na twarzy pojawi się uśmiech, nie mamy gwarancji, że ten uśmiech nie zniknie za sekundę bo..tak.
Jeśli uda nam się przejść do fazy ubierania i nie pojawi się żadna histeria – pojawia się ryzyko, że ubranie będzie “NIE TO”. Oczywiście, ryzyko możemy zminimalizować, szykując ubranie poprzedniego dnia, przy współpracy z zainteresowaną. Niestety, nadal nie mamy gwarancji, że przez noc gust się zmieni i to co wieczorem wydawało się idealne, rano otrzyma miano “NIE TEGO”.
Pokonanie fazy ubierania się, nie oznacza naszej wygranej. Przechodzimy wtedy płynnie do fazy – “JESTEM GODNA!”. I tu ponownie pojawia się ogromne ryzyko, że w momencie “ZJADŁABYM KANAPKĘ Z DŻEMEM”, my będziemy zmuszeni do powiedzenia “NIE MA DŻEMU JUŻ”. W takim przypadku mamy gwarantowany szok i ogromne łzy.
Jeśli jakimś cudem przejdziemy przez śniadanie i wydaje nam się, że jesteśmy już prawie na wygranej pozycji, to tylko nam się wydaje. Następnym etapem jest wybór obuwia tudzież zmiana wcześniej założonej garderoby – bo rzeczony dżem nie trafił do buzi.
Tu również pojawiają się schody w postaci “mój gust jest nieco inny niż obecnie panująca na zewnątrz aura – czytaj – zakładam kalosze pomimo, że jest 30 stopni w cieniu.”
Ten etap daje nam kolejny zastrzyk adrenaliny i pozwala nieco zaoszczędzić – kawy nie trzeba pić.
Gdy to wszystko mamy za sobą, nadchodzi piękna chwila pakowania się do auta i tu najczęściej następuje faza “zapomniałam (możesz wstawić cokolwiek, od misia przez piłkę, po gumkę do włosów)”.
Ten etap trwa albo do momentu, kiedy któreś z nas (rodziców) pójdzie do domu (przeklinając pod nosem) i przyniesie pożądaną rzecz, albo do momentu, aż podjedziemy pod przedszkole i wysadzimy dziecię krzyczące z samochodu.
Tak czy inaczej mamy przechlapane.
Na naszych twarzach maluje się pełnia szczęścia w momencie kiedy mówimy im “to pa dziewczynki” i pośpiesznie zamykamy drzwi przedszkole, przepychając się kto pierwszy z niego wyjdzie.
Wiemy, że przed nami niczym nie zmącone kilka godzin spokoju, pracy, relaksu – cokolwiek, które potrwają do momentu, aż odbierając nasze córki z przedszkola, nie usłyszymy “jestem głodna”, a my w ferworze zajęć, zapomnieliśmy coś po drodze kupić. Wtedy już wiemy, że jest do…dupy…
2 komentarze
Kilkukrotne przebieranie się pociech to zmora wszystkich rodziców. Za kilka lat będzie już tylko lepiej.
Humorzastość i zmiana nastrojów to cecha kobiet. Ja to w córce uwielbiam. Wiem, że mimo, iż ma 3,5 roku staje się w wolnym tempie kobietą. Marudzenie na garderobę? Ma swój gust, ma swoje zdanie. Nie zachowuje się jak robot, który akceptuje każdy program zapisany w systemie. Jest jakaś. Nie jest bezpłciowa. Tak, jest ciężko. Nie, nie zamieniłabym tego temperamentu na żaden inny.