Łzy popłynęły jak szalone po moich policzkach, a w serducho wpiła się igła i ukuła z ogromną siłą.
Filip Chajzer i urodziny Oliwii.
12 letniej dziewczynki z zespołem Aspergera.
Uśmiechnięta i delikatna blondynka, onieśmielona ilością gości.
Płakałam jak głupia.
Dlaczego?
Bo wiem, że dzieci potrafią być okrutne. Dużo bardziej niż dorośli.
Dzieci potrafią zabić radość.
Dzieci potrafią zabić człowieczeństwo.
To wszystko ma jednak drugie dno – dzieci są okrutne, bo to my rodzice ich tego okrucieństwa uczymy. To my pokazujemy im inność według naszych własnych norm. My pokazujemy im świat, w którym bycie innym oznacza bycie gorszym.
Uczymy ich, że dzieci np. rude, otyłe, piegowate, z odstającymi uszami czy też chore nie są takie jak “my”. Nie są podobne do “nas”. To my tworzymy dwie grupy “my i oni”.
A wystarczyłoby zobaczenie w tych dzieciakach “nas”.
Wystarczyłoby nauczenie własnych dzieci, że bycie “innym” to nie jest bycie gorszym, ale “wyjątkowym”. Pokazanie, że to nie są zaraźliwe choroby i nie trzeba trzymać się z daleka od własnych kolegów. Pokazać, że mogą stać się najlepszymi przyjaciółmi.
Przez rozmowy. Przez odpowiadanie na trudne pytania, które przecież się pojawiają, bo dzieci chcą poznawać świat, kształtujemy umysły i postrzeganie naszych dzieci
Ja wiem, że rodzice i ich wychowanie to jedno, a to co robią rówieśnicy w szkole to drugie i często zwyczajnie dziecko nie chce od nich odstawać, więc dokucza innym razem z nimi. Przecież Ci rówieśnicy też mają rodziców i ktoś ich o tej “inności” uświadomił. Ktoś ich tego nauczył. Wszystko zawsze ma gdzieś swój początek, a dzieci nie rodzą się z określonymi normami głowie.
Większość z nas nawet nie ma pojęcia jak ciężkie jest dorastanie z piętnem “inności”
Jak wielką traumą stajemy się sami dla siebie, żyjąc w “wykluczeniu”
Ja wiem…
Już będąc małą dziewczynką, zawsze byłam nieco “większa”. Zawsze miałam kilka kg za dużo.
Najgorszy czas nadszedł w szkole podstawowej, a potem na początku liceum.
Nawet nie zliczę ile razy usłyszałam “hej gruba”.
Nawet nie zliczę ile razy przez to “hej gruba” płakałam.
“Hej gruba” stało się moim koszmarem. Stało się moją traumą.
Jedyne czego chciałam, to zamknąć się w domu i nie wychylać z niego nosa. Chciałam, żeby nikt na mnie nie patrzył. Chciałam zapaść sie pod ziemię.
Pamiętam wszystko. Pamiętam każdy szyderczy uśmiech.
A jak jest u nas?
Inny nie jest gorszy ani lepszy.
Inny nie jest inny.
Nasze dzieci nie zauważają “inności”.
Dla nich każdy jest po prostu człowiekiem.
Dla nich wygląd, kolor skóry, włosów i waga nie ma znaczenia. Dla nich ważny jest uśmiech i wspólna zabawa.
Uczę ich tego nie pokazując norm. Nie określając ich.
Kiedy najstarszy syn, mając nie więcej niż 7 lat, przyszedł ze szkoły i powiedział coś o koledze, używając określenia “ten gruby”, zagotowałam się.
Posadziłam go i przez godzinę tłumaczyłam, dlaczego tak nie można nikogo określać. Dlaczego nie można o nikim tak mówić. Dlaczego nie wolno nikogo tak ranić.
Zrozumiał. Nigdy więcej go tak nie nazwał i zawsze stawał w obronie tych, których ktoś tak nazywał. Stał się na tyle wyczulony na krzywdzenie innych, że już dwa razy byliśmy wzywani do szkoły bo wdał się w bójkę. Nikt nie wnikał dlaczego. Okazało się, że raz stanął w obronie dziewczynki, której dokuczano. Za drugim razem bronił słabszego kolegi.
Nie został ukarany. Wie, że przemoc to nie wyjście, ale bronił siebie i innych. To agresor atakował, on wiedział, że musi bronić. Byliśmy dumni z jego postawy. Dla nas była bohaterska.
Jakiś czas temu pojechaliśmy na weekend do ośrodka rehabilitacyjno – wypoczynkowego Polanika. Jedna jadalnia. Wokół dzieci ..z Zespołem Downa…autystyczne..z porażeniem mózgowym…chude przesadnie…grube…po udarze…na wózkach. To była lekcja dla naszej czwórki. Zaliczyli celująco. Poziom empatii najwyższy z możliwych. Nikt się nie śmiał. Nikt nie wytykał palcami. Nasze dzieci okazały się niezniszczone chorymi normami i zachowywały się po prostu normalnie. Tak jak każdego innego dnia w każdym innym miejscu.
Żadne z naszych dzieci nie używa pojęć gruby, rudy, głupi, śmierdzący itp. (chyba, że się kłócą między sobą – wtedy zdarza im się coś z tego repertuaru użyć, ale szybko przepraszają). Oni operują imionami. Bo każdy jest dla nich człowiekiem nie przez to jak wygląda, ale przez to że jest istotą współodczuwającą. Tego ich uczymy. Żeby nie krzywdzić. Żeby nie robić drugiemu, tego czego sami nie chcielibyśmy doświadczyć
Uczymy ich wartości ponadczasowych i zanikających w tych czasach. Pokazujemy czym jest tolerancja.
Dla nich inność i odmienność nie istnieje, bo widza ze dla nas współżycie z ludźmi nie ma barier
Kochani rodzice. Pamiętajmy, że to my jesteśmy odpowiedzialni za to, co nasze dzieci uznają za “inność”. To my ich tego uczymy. Rodzice są wzorem. Rodzice potrafią budować lub niszczyć postrzeganie i empatię.
Pomyślmy czy właśnie tak chcemy im pokazać świat?
Czy właśnie tego chcemy?
6 komentarzy
Zgadzam się z Tobą, kochana. To my powinniśmy przede wszystkim najpierw popracować nad sobą, a potem te same wartości przekazywać dzieciom. Mam nadzieję, że moi synowie nigdy nie będą szykanować innych.
Mają mądrą mamę i tatę więc jestem przekonana, że wartości wyniosą z domu najlepsze!
Jest tak jak napisałaś. To my musimy nauczyć nasze pociechy tego co w życiu najważniejsze i najcenniejsze. Mieszkam we Francji i mam wrażenie, że tu rodzice wcale nie przykładają do tego uwagi. Niektóre dzieci, zwłaszcza młodzież to taki samopas puszczony na ulicę, bez odrobiny kultury osobistej, wdzięczności i uprzejmości. Pozdrawiam serdecznie.
mam dziecko z niepełnosprawnością rozwojową.. wiem, że nie będzie miał lekko jak pójdzie do szkoły.. Zobaczę na jakim będzie poziomie intelektualnym za te kilka lat i zobaczę czy w ogole poślę go do masówki… Też płakałam jak widziałam Filipa i Oliwkę… cudownie że są tacy ludzie na świecie..
Ostatnio się poryczałam na tekście jednej z blogerek o tym jak do dziewczynki autystycznej nikt nie przyszedł na urodziny 🙁
Inność i różnorodność jest piękna. Gdyby wszyscy byli tacy sami – ten świat bylby zwyczajnie nudny i jednowymiarowy.