Jest wieczór, wracasz z pracy do domu. Zmęczona, przepracowana. W domu nie ma nikogo. Mąż wyjechał z dzieciakami na wakacje, a Ty urlopu nie dostałaś. Jak co dzień klepiesz nadgodziny.
Wjeżdżasz windą na odpowiednie piętro, wysiadasz, sięgasz po klucze, chcesz włożyć do zamka w drzwiach…a zamka nie ma. Co więcej nie ma obu zamków, są tylko puste dziury.
Zamierasz, robi Ci się gorąco, a plecy oblewa zimny pot. Zastygasz w bezruchu i nie wiesz co dalej robić.
Znacie to uczucie? Nie? To bardzo dobrze – obyście nigdy nie musieli go poznać. Ja niestety znam je zbyt dobrze.
Stojąc tam, przez zniszczonymi drzwiami wiedziałam co zastanę po ich otwarciu. Odwlekałam ten moment ile się dało, te ułamki sekund stały się dla mnie wiecznością.
Już w pierwszym momencie popełniłam największy błąd. Naraziłam siebie na ogromne niebezpieczeństwo. Niestety w takim momencie, człowiek nie potrafi racjonalnie myśleć.
Wbiegłam do domu. Otworzyłam z impetem i tak uchylone już drzwi i wparowałam do środka. Nie zastanawiając się kompletnie, czy tam ktoś jeszcze jest, czy ten ktoś może mi zrobić krzywdę. Najzwyczajniej w świecie weszłam tam, starając się oszacować straty w pierwszych milisekundach.
Na szczęście nie było nikogo. Na szczęście zdążyli już uciec.
To co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Do domu nie dało się wejść. Szafy, szuflady, półki – wszystko było przewrócone. Cała ich zawartość wyrzucona na podłogę. Połamane meble wystawały ponad stertę ubrań.
Jak oparzona zaczęłam biegać po pokojach. Do tej pory zastanawiam się po co, dlaczego. Ja najzwyczajniej w świecie sprawdzałam, co na pierwszy rzut oka zginęło. Co zdążyli zabrać.
Trzęsąc się z nerwów, rozpaczy, strachu zadzwoniłam na policję. Przyjechali po 15 minutach. Zajrzeli tyle ile się dało, spisali dane i wezwali techników. Przykazali nie wchodzić do mieszkania, żeby śladów nie zadeptać… Czyli co mam wieczorem siedzieć na klatce i czekać na techników? Tak proszę Pani.
Usiadłam więc na schodach, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Na szczęście (w sumie ogromne szczęście) dzieciaki były z tatą kilkaset kilometrów od domu, a pies spędzał kilka dni u mojej mamy. Zadzwoniłam po nią, przyjechała. Usiadła ze mną i tak w milczeniu siedziałyśmy na schodach przez kilka godzin, bo tyle zajęło technikom dotarcie do nas. Przyjechali około północy. Zbierali ślady przez 3 godziny, a ja z mamą siedziałam jak zbity pies na klatce, tak naprawdę nie wiedząc co dalej. Nie wiedziałam co zginęło, co zostało zniszczone.
Odgruzowanie mieszkania zajęło prawie 2 tygodnie. Wyobraźcie sobie, wyrzucenie wszystkich rzeczy, które posiadacie, na środek mieszkania i przysypanie ich meblami. Tak właśnie wyglądał nasz dom.
Świadomość, że przez najbliższe dwa tyg będę sama w domu, po którym chodziły obce osoby, zaglądając w każdy, nawet najciemniejszy kąt, była nie do zniesienia.
Ogarniał mnie smutek, złość, niemoc, strach – wszystko naraz.
Dlaczego o tym piszę – bo chcę Wam powiedzieć, że nie można się załamywać. Że te kłody rzucane nam pod nogi, można przeskoczyć.
Właśnie w takich momentach możecie swobodnie zweryfikować listę przyjaciół. Właśnie wtedy zobaczyłam jak dużo mam wokół siebie życzliwości. Jak wiele osób potrafi bezinteresownie pomóc.
Wracając jednak – włamanie do mieszkania to ciężka sytuacja, której nie życzę nikomu.
Jeśli jednak zdarzy się Wam coś takiego, pamiętajcie:
– nigdy nie wchodźcie do mieszkania, jeśli zauważycie wyrwane zamki, uchylone drzwi, jakiekolwiek oznaki włamania,
– oddalcie się i dzwońcie jak najszybciej po Policję
– starajcie się nie wchodzić do mieszkania i nie zacierać śladów dookoła,
– zainwestujcie w dobre zamki. Te za 30 zł z hipermarketu to 5 min roboty dla włamywacza.
Aby zminimalizować ryzyko włamania pamiętajcie żeby:
– nigdy nie pokazywać w internecie zdjęć sprzętów, które macie w domu,
– nigdy nie informować w internecie, kiedy dokładnie jedziecie na wakacje,
– nigdy nie pokazywać adresu, lub zdjęcia po którym można go zidentyfikować,
– nie chwalić się nowym sprzętem,
– jeśli kupujecie nowe sprzęty i nie chcecie trzymać pudełek, wytnijcie sobie z opakowania numery seryjne i zachowajcie – to się może naprawdę przydać w najmniej oczekiwanym momencie,
– zróbcie zdjęcia biżuterii (najlepiej na sobie), którą przechowujecie w domu,
– nie trzymajcie w domu gotówki i drogocennej biżuterii – to jest najbardziej pożądany przez złodziei „towar” i głównie po to przychodzą do mieszkań. U nas widać to było ewidentnie – przetrzepali każdą puszkę z herbatą czy kawą w poszukiwaniu „diamentów”.
– sfotografujcie mieszkanie, wnętrza szafek, ułożenie dokumentów – to wszystko może Wam pomóc ustalić co tak naprawdę zabrali.
BĄDŹCIE OSTROŻNI…
zdjęcie pochodzi z regiodom.pl
5 komentarzy
Obym z tych “rad” nie musiała nigdy korzystać 😉
Niestety też znam to uczucie. Współczuje i dobrze, ze byli życzliwi ludzi blisko Was.
Współczuję raz przeżyłam włamanie innym razem nakryłąm włąmywacza, oj był biedny źle trafił bo na mnie i męża
Oj współczuję. Mi kiedyś tylko jakiś koleś próbował wyrwać torebkę na ulicy. Ale nie puściłam. Więc pobiegł dalej. Na jego szczęście byłam na obcasach. Bo tak mi adrenalina skoczyła, że jakbym go dogoniła to bym go chyba tą torebką zatłukła. Pozdrawiam i oby jak najmniej takich “przyjemności”
Aż mi ciarki przeszły po plecach …