Idealne życie. Idealne dzieci. Idealnie czysty dom. Idealnie wyprasowane ubrania. Gdzie? Bo na pewno nie u mnie.
Ostatnio dostałam kilka tego typy wiadomości:
„Jeju jak ja Wam zazdroszczę takiej dużej fajnej rodziny. Macie idealny dom, dzieci zawsze czyste i schludnie ubrane a Wy zawsze uśmiechnięci – podziwiam”….
Nic bardziej mylnego.
Idealne jest tylko to, że dzieci i my jesteśmy zdrowi…
Wstaję rano, 5:30. Obok mnie przeciąga się Krysia, co jest dziwne, bo dobrze pamiętam, że zasypiałam z Panem K a wszystkie dzieci były w swoich pokojach.
Rozglądam się, Pana K nie ma. Słyszę jednak, że gdzieś chrapie. Wstaję i odkrywam, że w łóżku jest jeszcze Marcel. Śpią.
Idę do pokoju chłopaków, Pan K śpi na łóżku Marcela i smacznie chrapie.
Budzę go przeraźliwym krzykiem, bo właśnie stanęłam na samotnie pozostawiony klocek.
Już nie śpi. Dzieciakom to jednak nie przeszkadza. Nadal pogrążeni w głębokim śnie.
Zaczyna się poszukiwanie ubrań.
Od kilku lat próbuję szykować ubrania poprzedniego wieczoru – nigdy mi się to nie udało.
Ba, zazwyczaj rano mam do przejrzenia ze dwie torby z czystym praniem, które właśnie ściągnęłam wieczorem z suszarki, ale nie miałam już siły poskładać.
Po 20 minutach, poszukiwaniu skarpetek, majtek, koszulek i spodni, zestawy dla dzieciaków są gotowe.
Niestety żadne ubranie dawno nie widziało żelazka. Trudno – wyprostuję się na nich – i tak nie dotrwa czyste pewnie nawet do obiadu.
Budzę dzieci. To jedna z trudniejszych części poranka.
Po 15 minutach efekt jest zawsze ten sam. Maci wstał, Hania wstała i jęczy bo chce dalej spać, a Marcel z Krysią śpią na stojąco w salonie.
Ubieramy dziewczyny. Chłopcy są już na szczęście samoobsługowi w tej kwestii.
W międzyczasie Pan K idzie z psem.
Ja desperacko staram się znaleźć coś odpowiedniego do ubrania dla mnie. Przy okazji wywalam niechcący pół szafy na podłogę.
Jak zawsze zła, bo przecież nie mam się w co ubrać, znajduję wreszcie coś “prawie idealnego”.
Jesteśmy gotowi.
Nie jemy rano śniadań – nie mamy na to czasu. Dzieciaki zjadają w placówkach.
Wyjście z domu zajmuje nam zazwyczaj prawie 2 godziny.
Dom po naszym wyjściu wygląda jak pobojowisko.
Codziennie powtarzamy te same rytuały, te same schematy.
Nasz kosz z praniem zamienił się w wielki karton po wózku, którego za nic nie możemy opróżnić i doprać do końca.
Nasza kuchnia w ciągu tygodnia wygląda jak pobojowisko po niezłej imprezie.
Naszym wrogiem jest czas. Wychodzimy o 7 wracamy o 18. Nie mamy na nic czasu.
Po powrocie jest tylko kolacja, kąpiel i bajka.
5 dni w tygodniu pędzimy jak nienormalni. Nie mamy czasu na dom. Na nas.
Przeraża mnie to, jednocześnie wiem, że innego wyjścia nie ma. Że tak niestety być musi.
Że te sterty czekających na umycie naczyń to norma. Że kolejne pranie, które po raz 3 wstawiam to nie powód do rozpaczy.
Że porozrzucane klocki, lalki, buty to dowód na to, że nasz dom żyje.
Może nie jest idealny. Może zdjęć do magazynów w nim zrobić nie można, ale jest nasz.
A ideał – jest – to zdrowe i uśmiechnięte dzieciaki….
Nadal nam zazdrościsz?
18 komentarzy
Bo idealnie jest tylko w bajkach i na zdjęciach w czasopismach 😉
Macie siebie, miłość, zdrowie, czyli to co najważniejsze. Może to tego Wam zazdroszczą? 😉
Właśnie dlatego jest idealny. Bo nie jest idealny 🙂 Jest poprostu Wasz….
Ja zazdroszczę 🙂 zawsze chciałam mieć więcej dzieci, przeżyć kolejna raz ciążę lub dwie. Ale niestety chyba tylko Oliwia była mi pisana
jedno czy więcej – świat jest tak samo piękny 🙂
każdy dom rządzi się swoimi prawami, ale w 90 % domów z małymi dziecmi jest podobnie, mniej lub więcej klocków, mniej lub więcej okruszków z chleba na podłodze, dywanie, krzesełkach…. a ten pęd życia codziennego ? u nas niestety, czy stety – podobnie. ch jak chciałoby się tak poleżec i pachniec, choc na 1 dzień 🙂
Tak samo 🙂 Kiedy jadę do pracy pociągiem (np. od 2 tygodni, bo Małż musi zostać z psem, który ma łapę w gipsie), wychodzę 6.30, wracam po 12 godzinach. Nie mogę nic zrobić, bo czasu brak nawet na podstawowe czynności;-) Luksus jak poczytanie książki, pobieganie? No niezbyt, więc to chyba normalne:-)
Wow jestem pod wrażeniem pani dystansu do codzienności i humoru tej radości mimo tyyyylu obowiązków i zabiegania? zazdroszczę! Osobowości! ❤
Ja mam tylko dwoje dzieci a mój dom po ogarnieciu w przeciągu kilku minut zamienia się w pobojowisko 😉
Ja mam tylko dwoje dzieci a mój dom po ogarnieciu w przeciągu kilku minut zamienia się w pobojowisko 😉
Ja nadal. Mam 3 dzeci. Ale BARDZO choruja. Ja rowniez. Nie ma miesiaca bez antybiotyku u kogos….. Budowanie odpornosci w zaden sposob u nas nie.dziala…
Tak wiec zdrowie to naprawde MEGA DUZO:).
Sciskam!!!
Jak ja dobrze to znam, chociaż mamy uroczą trójkę(10,4,1) i nie mamy psa, bywa ciężko. Jednego dnia by je schrupał, innego podusił:-) ale nie wyobrażam sobie życia bez nich 🙂 Dużo miłości i cierpliwości sobie i wam życzę!!! Ps. U nas też jest wieczny bałagan, ale są tacy, którzy przychodzą i mówią, że dobrze się w nim czują 🙂 sterylne domy są mało gościnne 😉
Zawsze myślałam że wiem co czuła moja mama w naszym dzieciństwie, ale dopiero jak zaczęłam czytać waszego bloga zaczynam rozumieć. Nas w domu też była 4 🙂 nie martw się u nas w domu też to wyglądało podobnie góry prania, skarpetki, klocki itp. Jak chcieliśmy mieć coś wyprasowane to stała deska rozłożona i żelazko (składana tylko na święta) i sobie prasowalismy. Niedługo przyjdzie na świat mój syn i dopiero teraz wiem ze moja mama jest bohaterka.
Ostatnio mam wiele przemyslen na temat tego 7-18. U nas tez nie ma sniadan w domu i tez jest taki ped. Patrze nieraz na nauczycielki w naszym przedszkolu, jak siedza z dziecmi i ukladaj, rysuja, bawia sie – ja nie mam na to czasu i to nie jest normalne! Zastanawiam sie, czy tego nie mozna zmienic, czy moze nie daloby sie jednak zyc normalnie?
Oboje z Małżonem pracujemy w domu. Zazwyczaj, bo Małż ma biuro w Wawie, ale mieszkamy 1,5 godz pociągiem od Wawy. W jedną stronę. Więc pracujemy w domu. I to jest walka z czasem i walka z dziećmi. I z Własną cierpliwością. Mąż próbuje pukać w klawiaturę cały boży dzień, ale ja mu czasami podrzucam Środkowego do przebrania pieluchy, czy innej pacyfikacji. Najstarsza ciągle chce się ze mną bawić, tzn żebym ja się bawiła z nią. Jest jeszcze 5-miesięczne Jajo, które jest na szczęście najmniej kłopotliwe, JESZCZE. I sterty prania, gotowania i sprzątania też. I czasem moje zlecenia. I teraz weź kobieto wybierz, co aktualnie robisz. Niezbędne minimum to mieć jakiś zalążek obiadu i czyste gacie, reszta niby nieistotna. Ale to zawsze jest walka, albo się ogarnie teraz, razem z dziećmi (które super pomagają w pracach domowych, ale najczęściej nie chcą, bo są dziećmi i chcą się bawić klockami) albo w nocy, kosztem własnego snu i zdrowia na dłuższą metę. A czasami chciałoby się mieć czystSZY dom, np na weekend, albo jak wpadają znajomi 😉 Więc niby “siedzę w domu z dziećmi”, ale tego czasu na plasteliny, klocki, malowanie itp – też nie ma wiele więcej, bo reszta domu leży odłogiem i i tak zarastamy brudem i toniemy pod stertami prania 😉
Mama przybii piątkę :-). Ostatnio humorystycznie stwierdziłam: progres jest – rozwoząc rano trójkę dzieci spózniałam sie do pracy min. 15 minut. Teraz rozwozę czwórkę (do 3 placówek w różnych częściach dzielnicy) i nadal spózniam się 15 minut – brawo ja :-). A kiedy widzę wpisy “doskonałych” matek: ” mam 4 dzieci i czas na siłownię 4 x w tygodniu” to sama nie wiem, śmiać się czy płakać; i nie wiem które uczucie przeważa: wkurw, zazdrość, czy niedowierzaniem ;-). Natomiast na ich stwierdzenie, ze wszystko jest kwestią “tylko dobrej organizacji czasu” z pewnością ogarnia mnie wyłącznie wkurw 😉
Kocham czytać pani bloga. Często mam wrażenie jakbym czytała o sobie. Czasami jak mam czas to oglądam “Perekcyjną Panią Domu” i czuję się taka winna, że u mnie nigdy nie będzie testu białej rękawiczki bo nigdy nie jest tak żeby był czas na idealne posprzątanie domu. A potem się zastanawiam czy zamieniłabym swoje życie na jedynaka i idealnie posprzątany dom – na pewno nie. Kocham swoją rodzinę i swój zwariowany dom.
U mnie podobnie choć mam czysto, to pranie do prasowania zalega w szafie, potrafię cały dzień stać i prasować, oczywiście w przerwie na różne rzeczy. Pod warunkiem, że mąż zajmuje się dwójką. Mam tylko dwójkę i wkurzam się na pewne rzeczy. Podziwiam ogarnianie całej czwórki i psa. Pociesz się tym, tak jak ja pocieszam, że dzieci kiedyś wydorośleją 😉
Sprzątać (dogłębnie) będziemy na emeryturze. Ściskam :*
Nie. Pewnie dlatego, że mam nie cztery a sześć. I wszyscy wyrośli już z zostawiania klocków Lego na podłodze (ale nie z budowania z nich) 🙂 Pozdrawiam serdecznie i życzę wytrwałości 🙂