Niedziela. To był jeden z najgorszych dni w moim życiu, w zasadzie chyba najgorszy.
W sobotę dzieciaki latały cały dzień. Skakały po drabinkach, zjeżdżalniach i wszelkich tego typu urządzeniach. Marcel nabił sobie kilka siniaków, ale przecież to normalne. Każdy 3-latek, jakieś siniaki, musi po takiej zabawie mieć.
Niedziela rano, spokojny poranek. Wszyscy powoli budzą się. Plan na cały dzień – Targi Twoje Dziecko. Mamy tyle do załatwienia – jesteśmy w końcu jednym ze współpracujących z targami blogów. Zapowiada się piękny dzień. Szybkie śniadanie, ubieramy się. Przyśpieszamy, bo mamy lekki niedoczas.
Zakładam Marcelowi spodnie. Kurczę, aż tyle siniaków sobie nabił? Patrzę na plecy – wyglądają jakby po ścianie nimi przejechał. Tysiące małych czerwonych kropeczek. Nogi też. Siniaki i kropeczki są wszędzie. Pierwsza myśl – uczulenie. Jadł wczoraj parę mało zdrowych rzeczy – to musi być to. Ale chwileczkę, uczulenie tak nie wygląda. Przy uczuleniu są zazwyczaj plamki, nie kropki.
Marcel coś krzyczy, a ja widzę takie same kropki w jego buzi i na języku. Do jasnej cholery – co to jest?
Wsiadamy wszyscy do samochodu – podjedziemy najpierw do naszej przychodni, niech lekarz obejrzy i powie co na to brać.
Pan K z trójką dzieci zostaje w aucie, ja idę z Marcelem. Wchodzimy, rejestracja i przyjmują nas po 5 minutach. Sympatyczna Pani Doktor od razu stwierdza – to SKAZA MAŁOPŁYTKOWA!
– To nie są siniaki od uderzenia, nie widzi Pani – one są czarne?…
– No teraz widzę, ale on wczoraj skakał dużo, więc może to jednak od uderzenia?
– Niestety nie, widzi Pani te wybroczyny (czerwone kropki na całym ciele) – to krew! Daję Pani skierowanie do szpitala – proszę natychmiast jechać. Ja dzwonię już na SOR (przyjmowała nas ordynator oddziału pediatrycznego tegoż właśnie szpitala).
Nogi się pode mną ugięły, ręce opadły, w głowie się zakręciło. Wychodzę z przychodni. Idziemy do samochodu. Macham skierowaniem do męża.
– No i jak? – pyta Pan K
– Jedziemy do szpitala!
Ruszamy, w samochodzie tłumaczę co małemu jest. Maciek zaczyna płakać, bo martwi się o młodszego brata. Krysia i Hania śpią.
Dojeżdżamy. Wkładam do torebki tylko mokre chusteczki i piłeczkę do zabawy– żeby mieć przy sobie cokolwiek dla Marcela.
Rejestracja trwa chwilę. Bardzo miła Pani wypełnia szybko wszystko co potrzeba i już czekamy pod gabinetem. W międzyczasie, obok nas, zamieszanie – policja przywozi malutką, na oko roczną dziewczynkę – sąsiedzi znaleźli ją na klatce. Niestety rodziców znaleźć nie mogli. Nie wiedzą czy coś jej jest, czy jadła. Śpi słodko wtulona w młodą policjantkę. Ja patrzę na synka i przytulam go mocno. Jak tak można?…
Po 10 minutach wołają nas. Lekarz ogląda małego. Chce tylko potwierdzić, że to właśnie to, co podejrzewają, bo jego przełożona już dzwoniła. Diagnoza potwierdzona. Marcelek dostaje opaskę na rękę.
– Co to mama?
– To taka opaska mocy kochanie….
Lekarz uśmiecha się…
– Za chwilę ktoś po Was przyjdzie.
Minuty ciągną się jak nudny film. Jest! Starsza Pani – Proszę za mną.
Razem z nami idzie policjantka z małą na rękach i młody policjant. Marcel na jego widok nieruchomieje – w końcu mundur, broń i te sprawy go fascynują.
– Mamo, a dlaczego pan policjant ma pistolet?….
Młody policjant słyszy i odpowiada mu – Żeby cię chronić…
Bierze Marcelka za rękę i prowadzi mówiąc – Zobacz zuchu jaką masz obstawę w szpitalu… – Marcel jest wniebowzięty.
Wchodzimy na oddział pediatryczny. Policjanci zostają. My idziemy dalej.
Mamo – chcę siku!!! – dostajemy nocnik. Marcelek siada. W tym momencie słyszę, że robi i to nie tylko siku – ale co tam, dobrze niech robi.
Wstaje, a ja prawie mdleje. Nocnik jest pełen krwi. Jego spodnie i majtki też!
Lecę po lekarza. Prawie krzyczę, że moje dziecko załatwia się krwią.
Pani Doktor spogląda na ubranie małego, które mam w ręku.
– No niestety to tylko potwierdza diagnozę. Jedni krwawią z nosa, inni nie… Proszę założyć mu pieluchę i obserwować. Zaraz pobierzemy krew do badań i jeśli się potwierdzi, będziemy przetaczać immunoglobuliny…
Ja słyszę tylko „krwawią…pobierzemy krew, będziemy przetaczać…”. Ledwo stoję, a młody wciąż pyta dlaczego ma krew.
– Mamo, a dlaczego na majtach jest krew i o tu w nocniku też?…
– E tam kochanie – buraczków się najadłeś – to dlatego.
Prowadzą nas na salę. Jesteśmy na niej sami. Marcel musi być odizolowany od wszelkich infekcji.
Siadamy na łóżku. Dzwonię do Pana K i dyktuję całą listę, niezbędnych nam w szpitalu rzeczy. Już ustaliliśmy, że ja zostaje z Marcelem, a Pan K jedzie po rzeczy do domu, zabierając po drodze babcię do pomocy.
– Zapraszam, założymy wenflon…
Idziemy. Macelek dzielnie daje rękę. Zabawiam go. Jest odważny, nie płacze. W momencie wbicia igły, gra drugą ręką na moim telefonie. Jestem z niego dumna.
– Ojjj żeby wszyscy pacjenci tacy grzeczni byli – gratulujemy Marcelku
Wracamy na salę. Telewizja jest płatna. Wrzucamy 2 zł do automatu. Oglądamy bajki.
Czekamy na wyniki badań.
W międzyczasie wpada Pan K. Dzieciaki z babcią w samochodzie, więc nie ma dużo czasu. Przynosi mi wszystko o co prosiłam. Maciek pożyczył nawet swojego tableta, więc Marcel jest przeszczęśliwy, bo do tej pory sam grać na nim nie mógł.
Pan K wychodzi. Marcelek w całkiem dobrej formie, siedzi na łóżku i przeżywa karmienie kotka na ekranie tableta.
Zabawę przerywa lekarz. Są już wyniki – płytki krwi spadły do 6000!!! Norm to 150000. Ja mam już przed oczami białaczkę, przeszczep, ogólna panika i przerażenie. Boli mnie głowa, brzuch. Gardło ściśnięte.
Pani Doktor potwierdza MAŁOPŁYTKOWOŚĆ. Przetaczamy…
Przychodzi pielęgniarka, przykleja Marcelkowi elektrody do serduszka. Podłącza EKG i nic. Aparat się zepsuł. Leci po drugi – kabel nie pasuje! Trzeci zadziałał.
Niuniek z zainteresowaniem i przerażeniem patrzy na to, co robią wszyscy dookoła.
Przynoszą immunoglobilinę. Podłączają kroplówkę. EKG spokojnie brzęczy. Oglądamy bajkę, a misiek spokojnie zasypia. Co 10 minut pielęgniarki sprawdzają czy wszystko w porządku. Ja zaglądam do pieluchy – szczęśliwie nic nie ma.
Po 3 godzinach koniec przetaczania. Niunio budzi się wyspany. Pyta kiedy do domu pójdziemy.
– Dziś kochanie, śpimy tu – odpoczniesz sobie trochę od kłótni z Krysią.
– A Ty mamo będziesz ze mną?
– Oczywiście kochanie…
Następne pobranie krwi dopiero pojutrze. Dzisiaj dają nam już spokój. Jeszcze tylko jedno lekarstwo i możemy iść spać.
Wieczorem Marcelek nie może zasnąć. Kładę się obok Niego i przytulam. Regulamin szpitala wyraźnie zabrania rodzicom leżenia z dziećmi, ale co mnie obchodzi regulamin. Ja chcę tulić swoje dziecko i już. Głaszczę go po włosach i oboje zasypiamy. Budzę się dopiero nad ranem….
Marcel śpi do 10. Potem kolejne lekarstwo, kolejne „oględziny” i czekamy. Wymyślamy zabawy, lepimy z plasteliny, robimy wypadki samochodowe (Pan K przywiózł nam wszystkie potrzebne akcesoria). Dzień mija. Wydajemy fortunę na TV (2 zł za godzinę). O dziwo Marcel zjada cały obiad i prosi o jeszcze! Cudnie. Nadchodzi wieczór. Marcel ogląda Strażaka i po 10 minutach śpi. Ja też się prześpię trochę.
Tym razem kładę się na karimacie, na podłodze. Mogę w zasadzie wypożyczyć zwykły leżak za 10 zł za dobę – ale karimata wygodniejsza.
Czuję się trochę nieswojo, bo warunki w szpitalu wołają o pomstę. Brak remontu od lat 70tych daje znać. Chyba, że remontem nazwiemy pomalowanie starych ścian… Rozglądam się dookoła, lampka (własna) się pali, nie zgaszę jej, bo po łazience non stop biegają jakieś rybiki – a ja nie mam ochoty na spotkanie z nimi.
Zasypiam. Budzimy się o 6 – mierzenie temperatury. Młody jeszcze dosypia – ja już nie. Siedzę i patrzę na niego. Śpi tak spokojnie, beztrosko.
– Kochanie, obiecuję Ci, jak wyzdrowiejesz, już nigdy nie powiem Ci „zostaw to”, „nie biegaj”, „nie ruszaj”, „nie przeszkadzaj”. Zawsze znajdę dla Ciebie czas. Już nigdy nie będę ganić za brudzenie, marudzenie itd. Tylko zdrowiej. Proszę…
Kolejne pobranie krwi. Tym razem Marcel płacze. Nie krzyczy, nie skacze – tylko spokojnie popłakuje. Moje serce krwawi. Uśmiecham się do niego przez łzy. Przecież nie może tego zobaczyć.
Przyjeżdża Pan K. Ma chwilę czasu, bo kochane Panie w żłobku, zgodziły zaopiekować Hanią nieco dłużej, niż przy normalnej adaptacji.
Przychodzi Pani doktor.
Mam dobrą wiadomość – płytki wzrosły do 119000. To nie jest jeszcze norma, ale rosną. Chcę Was dzisiaj do domu wypuścić…
Oddychamy z ulgą. Sytuacja opanowana. Nasz miś wraca do domu…..
Szczęście nie zna granic. Ja płaczę. Pan K ma łzy w oczach (ale przecież faceci nie płaczą).
Na koniec powiem tak – nigdy, przenigdy nie życzę nikomu takich przeżyć. Nikt nie jest nawet w stanie wyobrazić sobie, co czuje matka, widząc krwawiące dziecko.
To był naprawdę najgorszy dzień w moim życiu…
Pani K
PS Małopłytkowość może pojawić się po zwykłym przeziębieniu – więc badajcie dzieciom krew co jakiś czas – to może pomóc.
25 komentarzy
Spłakałam się okropnie. Tak mi przykro – dobrze , że juz w domku. Bardzo wspolczuje i nie wiem jakbym dała radę gdyby Franek … Tyle Ze ja straszna panikara jestem ….
Ja zazwyczaj panikuję, ale jak okazało się, w sytuacjach ekstremalnych, potrafię zebrać się w sobie. Miejmy nadzieję, że nigdy już nie będę musiała się tak “zbierać”….
Rozpłakałam się. Trzymam kciuki za Marcelka i mam nadzieję, że już wszystko będzie w porządku. Jesteś bardzo silną kobietą. Trzymajcie się mocno i ciepło.
Już wszystko OK. Dziękujemy za wsparcie. Pozdrawiamy
Dobrze, że już wróciliście do domu!
I tak trzymać 🙂
I mnie gardło się ścisnęło… I podziwiam Ciebie za opanowanie własnych emocji. Sama niestety jestem bardzo emocjonalna, a jak już coś dotyczy moich dzieci, to…łez nie opanuję za chiny. W marcu czeka moją 1,5 roczną córeczkę operacja wycinania guzka, który rośnie razem z nią. Wprawdzie już jesteśmy po pierwszych badaniach z użyciem narkozy (rezonans magnetyczny w celu zbadania co to za guz) i teraz powinnam być spokojniejsza, ale na samą myśl aż skręca mnie w żołądku… Życzę wam, żebyście już nie musieli drugi raz przechodzić czegoś takiego. Masz bardzo bardzo dzielnego synka!!!
Trzymamy kciuki…wszystko będzie super.. musi być. Daj nam znać jak niunia. Zdrówka
Wspolczuje ogromnie. Moj tygodniowy pobyt z 5-tygodniowym chorym na zapalenie pluc synkiem w szpitalu byl straszny.
Ogólnie chore dzieci to jakiś koszmar….
O Matko! Jak Wy to przetrwaliście! Dobrze, że już po wszystkim. Szacun mama K!
Jak nie my to kto? 🙂 Pozdrawiamy
Ja z pewnością dostałabym zawału. Szacun za zimną krew.
Ja sama myślałam kilkukrotnie, że mam zawał…
Witaj! Ciekawy wpis, oczekuję kolejnych postów, w szczególności opowiadających o sprawach powiązanych z tematami zdrowotnymi
Popłakałam się… Och… Dobrze, że z młodym już wszystko dobrze! Ja chyba bym spanikowała bardzo ;( Mięczak jestem w takich sytuacjach…. Nie mam pojęcia czy dałabym radę zachować zimną krew…. ! Matko podziwiam Cię bardzo ! <3 :*
Popłakałam się okrutnie.. ale rozumiem Ciebie. Nie mam dzieci ale opiekuję się chorym dzieckiem, często jestem z nią w szpitalu, często zostaje tam do późnych godzin, nawet zdarzyło mi się z nią zostać na noc.. Warunki okropne, to prawda… Ale mam nadzieję, że już lepiej? Nigdy wcześniej nie słyszałam o czymś takim, ale małej, którą się opiekuje często po chorobie wychodzą siniaki.. Co prawda nie krwawi, i jedna pani doktor powiedziała “to normalne” ale teraz zasiałaś we mnie ziarnko, muszę pogadać z jej rodzicami i obserwować. P.S. jesteście dla mnie ideałem rodziny, rodziny jaką ja chcę za parę lat stworzyć..:)
Bardzo współczuję i podziwiam was jednocześnie za zgranie i opanowanie!nn1
Za ściana spi najważniejszy człowiek w moim zyciu a ja siedze i placze. Oby to byl jedyny i ostatni taki dzien.
Kochana trzymajcie się! Oj ja też przeżyłam podobne chwile w szpitalu. Młode miały wtedy niecałe 6 miesięcy ( wiekiem korygpwanym 4,5). Wszystko na raz NOP po szczepieniu i rota wirus. Okropne przeżycie, tyle negatywnych emocji. Tule Was i wszystkie trzy całkiem mocno młodego :*
Mama, Marcel jesteście dzielni, jesteście wspaniali (tez się poplakałam jak czytałam)…
Mama, Marcel jesteście dzielni, jesteście wspaniali (tez się poplakałam jak czytałam)…
Moj Adas urodzil sie z płytkami na poziomie 30 tys….to co przeżyłam i przeżywam do tej pory to jest NIE Do Opisania… I rozumiem Wasza sytuacje…
Współczuję, mam nadzieję, że już wszystko ok jest? Naszemu Marcelowi spadły do 6tyś! w pewnym momencie.
Mały bohater,a mama dzielna wojowniczka. Super ,że tak szybko to zdiagnozowano i podjęto leczenie. Duży szacunek dla całej Waszej rodzinki😙