Święta na zamku? Idealnie!
Będąc małą dziewczynką, kochałam święta miłością pełną. To był czas, w którym widziałam tylko czubek góry lodowej, w postaci uśmiechniętej rodziny przy stole, tony jedzenia i masy prezentów od Mikołaja. Nie widziałam ogromu pracy włożonej w to, żebym ten czubek góry lodowej mogła zobaczyć.
Będąc coraz starsza i coraz więcej angażując się w przygotowania, powoli dostrzegałam, że to nie jest tylko ten czubek. Powoli widziałam trud, zmęczenie i ogrom pracy jakie trzeba w te święta włożyć.
W końcu nadszedł czas, kiedy to ja przejęłam przygotowania i organizację wszystkiego. Właśnie wtedy, zrozumiałam co to są „Święta w trybie zombie”. Zmęczenie doganiało mnie w trakcie kolacji Wigilijnej i nie miałam już siły na przeżycie ich tak, jak chciałabym je przeżywać. Widziałam radość dzieci. Wiedziałam, że robię to dobrze, ale czy dobrze też dla mnie?
Święta dzieciństwa to najcudowniejsze wspomnienia i właśnie dlatego, chce takie same cudowne wspomnienia zafundować swoim dzieciom. Czy jednak z tych dawnych świąt pamiętam miejsca? Przygotowania? NIE. Najbardziej w pamięć wbiło mi się to, że zasiadaliśmy do kolacji wszyscy razem. Ukochani dziadkowie, mama, ja – najbliżsi.
Właśnie wtedy narodził się pomysł.
Już od kilku lat zastanawiałam się nad tym, ale do tej pory nie wystarczyło mi odwagi, bo gdzieś w głowie utwierdzałam się w przekonaniu, że prawdziwe święta, które dla moich dzieci będą pięknymi wspomnieniami, to tylko w domu. Tylko własnoręcznie przygotowane.
Nie mogłam się bardziej mylić.
W tym roku postanowiłam spróbować. Trochę z duszą na ramieniu, bo moja mam nie była największym entuzjastą mojego pomysłu. Dzieci były wniebowzięte, bo dla nich każdy wyjazd jest czymś ekscytującym.
Niewiele myśląc, na kilka dni przez świętami zdecydowałam na 100%, że jedziemy. Przejrzałam oferty i pomysły i wybraliśmy.
Zamek Gniew
Już pierwszego dnia zostaliśmy oczarowani…jedzeniem.
Ze względu na dość ciężkie warunki na drogach, przyjechaliśmy dość późno. Wpadliśmy na kolację.
Od progu powitał nas uśmiechnięty od ucha do ucha Pan, który jak się później okazało był kierownikiem gastronomii (ten pan na zdjęciu z Mikołajem).
Zachwyceni posiłkiem, wpadliśmy jak szarańcza do naszych pokoi. I tu kolejny zachwyt – prawdziwe komnaty! Piskom nie było końca.
Nasze dzieci biegały jak opętane i tylko nasz pies z pewną dozą zniesmaczenia przyglądał się temu teatrowi wrzasków.
Następnego dnia było podobnie, radość już od wczesnych godzin porannych. Najpierw śniadanie, potem obowiązkowa wizyta w strefie zabaw dla dzieci (najpiękniejszy moment dnia – można zostawić dzieci i wrócić przed obiadem ? ). Do tego konkurs i rysowanie zamku. Do zdobycia był weekend w hotelu w Giżycku. Dzieciaki zaciekle walczyły i tworzyły dzieła na miarę Picassa (dosłownie, bo ja nie wiedziałam co było na rysunku).
To nie wszystko i wcale nie koniec atrakcji.
Kolejnym etapem była wycieczka po zamku. Ja chciałam koniecznie…dzieci nie do końca. Udało się jednak namówić całe towarzystwo i pokonując setki schodów, zwiedziliśmy to piękne miejsce wzdłuż i wszerz.
Nie przewidziałam tylko jednego – lochy wywołały w dziewczynach panikę i strach ? ale dzięki temu były grzeczne do końca pobytu.
Na sam koniec dnia, młodsze towarzystwo udało się jak zwykle do Sali Zabaw, a my poszliśmy uczyć się śpiewu ? – dobrze czytacie – śpiewu. Próba z Chorałem Gregoriańskim była fantastycznym przeżyciem, a wysłuchanie po wszystkim koncertu, przyprawiło o dreszcze.
Nadeszła Wigilia
W wigilijny poranek na wszystkie dzieci czekała niespodzianka – gotowanie z szefem kuchni, tworzenie bombek na zamkową choinkę i zdobienie pierników na Wigilijny stół.
I tak, przez kilka godzin nasze pociechy lepiły pierogi z najcudowniejszymi wujkami i ciocią. Zachwyt trwał nadal.
Nawet nie zorientowaliśmy się, kiedy nadszedł czas na przygotowanie się do uroczystej kolacji Wigilijnej.
Dlaczego nie zauważyliśmy?
Bo nic nie musieliśmy przygotować, nic gotować, nic podawać. Jedynym przygotowaniem, było przekazanie prezentów dla dzieciaków do recepcji hotelowej i wybranie kreacji.
Równo o 18 stawiliśmy się na dziedzińcu, gdzie dyrektor Hotelu, w krótkiej przemowie, „otworzył” kolację i życzył wszystkim Wesołych Świąt.
Było dzielenie się opłatkiem, było składanie życzeń, było całowanie się i przytulanie. Wszystko w mocno rodzinnej atmosferze, pomimo, że dookoła była setka nieznajomych rodzin, którzy jednak życzliwie składali wszystkim obecnym życzenia. Nikt nie czuł się samotny (były osoby które przyjechały zupełnie same).
Usiedliśmy do kolacji i…przejedliśmy się. To było niesamowite doznanie kulinarne! Wszystko było tak dobre, że grzechem było nie spróbowanie każdej potrawy. Rewia smaków podana w iście królewskim stylu!
W trakcie kolacji, dzieci delikatnie podpytywały o Mikołaja. Zastanawiały się czy znajdzie ich na zamku. Niecierpliwi spoglądały na drzwi wejściowe i czekały na brodatego Pana.
W końcu przybył! Dzwoniąc dzwonkiem wszedł na dziedziniec otoczony tłumem dzieciaków rzucających się na jego szyję.
Piski, krzyki, zachwyty, uśmiech – to najczęściej pojawiające się wtedy reakcje.
Mikołaj zasiadł na specjalnie przygotowanym przy choince tronie. Uśmiechnął się. I przystąpił do rozdawania wyczekanych prezentów.
Pierwszy prezent, ku własnemu zaskoczeniu otrzymał wspomniany przez mnie wcześniej, najmilszy człowiek jakiego w życiu spotkałam, kierownik gastronomii vel Pan Krzysztof.
Potem nadeszła kolej dzieciaków. Wszystkie wpatrzone w ubranego na czerwono brodacza, czekały z zaciśniętymi kciukami na swoją kolej.
Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak wielkie emocje towarzyszyły dzieciakom w tamtej chwili. Jak ogromna radość ogarniała ich, kiedy słyszeli swoje imię i nazwisko wypowiedziane przez Św Mikołaja.
Jak można przewidzieć, wieczór upłynął pod znakiem „pokaż co dostałeś/łaś”.
Były szał i zadowolenie – a to najważniejsze.
O północy, dla wszystkich chętnych była jeszcze pasterka w zamkowej kaplicy – niestety my nie dotrwaliśmy i padliśmy zmęczeni jeszcze na długo przed 12.
Pierwszy Dzień Świąt
Świąteczny poranek zaczął się dość wcześnie, bo przecież prezenty nie mogą same zbyt długo czekać i trzeba obudzić się już o godz 7 (w tym miejscu chciałam serdecznie podziękować moim dzieciom – obiecuje – zemszczę się).
Po śniadaniu zebraliśmy się wszyscy na znanym już dziedzińcu, gdzie podzieliliśmy się na kilkuosobowe grupy.
Ubrany w strój z epoki szermierz wręczył nam kartki z zadaniami i ruszyliśmy ochoczo do ich wypełniania.
Na początek – Kraina Igraszek Armatnich – czyli samodzielny wystrzał z armaty, którą wcześniej trzeba było wyczyścić i przygotować do użycia. Nawet nie wiecie ile frajdy może dać nabijanie lufy prawdziwym prochem ?.
Drugie zadanie – Kraina Strachu i Tańca – czyli wizyta we wspomnianym wcześniej lochu, do którego żadna z naszych córek nie chciała się już zbliżyć ? na szczęście z pomocą przyszła Zamkolandia i Panie opiekunki, które bardzo chętnie zajęły dziewczyny w czasie, kiedy my poszliśmy się „bać”. Krótka opowieść o historii i nauka tańca – zadanie zaliczone.
Zadanie nr 3 – Kraina Polskiej Husarii – czyli ogromna dawka wiedzy i ciekawostek, dotycząca niezwyciężonej kiedyś armii. Pokaz uzbrojenia, które ochoczo ubrał na siebie nasz nastolatek.
To nie wszystko
Zadanie nr 4 – Kraina Wakacji z Duchami – fantastyczne show laserowe z dodatkiem opowieści z dreszczykiem. Pełen pasji wieszcz który zrobił przedstawienie na miarę Oskara. Były wybuchy (prawdziwe, gorące), strach, opowieści i ciekawostki. Wszystko to, dotyczyło historii całego zamku od momentu jego powstania do dziś. Niesamowite show, pokazane na murach zamku.
Zadanie nr 5 – Kraina Szermierki – niesamowita podróż przez historię miecza. Od samego początku do czasów współczesnych. Wszystko to, opowiedziane przez pasjonata – szermierza z prawdziwego zdarzenia, który każdą bronią posługuje się tak, jak najlepszy kucharz nożem. Zarówno dzieci jak i dorośli słuchaliśmy wszystkiego jak zaczarowani. Do tego wszystkiego pokaz każdej broni, pełnego uzbrojenia. Powiem więcej – były nawet walki wręcz (i tu nasz Marcel sprawdził się fantastycznie w roli małego rycerza). Aż żal było stamtąd wychodzić!
Zadanie nr 6 – Kraina Igraszek na Świeżym Powietrzu – czyli przejazd zaprzęgami dookoła zamku i miasta. Jak można się spodziewać niesamowita dawka historii. Przejazd przez rynek i bramę wjazdową do Zamku, sprawił, że mogliśmy się przez chwilę poczuć tak, jakbyśmy przenieśli się w czasie.
Do tego wszystkiego było ognisko, grill, tona pysznego jedzenia i…grzaniec – czyli niezbędnik podróżnika!
I tak nadszedł czas powrotu
Nawet nie zorientowałam się kiedy minęły 4 dni naszego pobytu.
Każdy dzień by wypełniony od rana do wieczora. Każdego dnia mieliśmy nowe, fantastyczne atrakcje, zarówno dla dorosłych jak i dla dzieciaków. Każdego dnia nie chcieliśmy iść spać od nagromadzenia emocji z całego dnia.
Te kilka dni na zamku, to jedna z lepszych decyzji, jakie mogliśmy podjąć.
To był spontaniczny wyjazd, którego nie planowaliśmy wcześniej.
Podchodziłam do tego nieco sceptycznie, ale chciałam spróbować. Przed wyjazdem ciężko było wyobrazić sobie Wigilię, czyli najbardziej rodzinne święto, spędzane poza domem w otoczeniu obcych ludzi. Po powrocie wiem, że nie mogło być lepiej.
Co w tym fajnego?
Nie musieliśmy nic przygotowywać, biegać po sklepach w poszukiwaniu najlepszej kapusty, czy najciekawszej oferty na grzyby suszone. Nie słuchaliśmy kłótni w kolejkach do kas, bo „pan tu nie stał” i „co się Pan tak pcha”.
Naszym jedynym zadaniem było…”zejść na kolację”. Nic więcej.
To była pierwsza Wigilia bez zmęczenia. Bez spiny. Bez szaleństwa zakupowego. Mieliśmy powiedziane – jeden prezent na dziecko i tego się trzymaliśmy. Radość, którą przez te kilka dni widzieliśmy na twarzach naszych dzieci, zapamiętamy na długo a oni dopiszą te wspomnienia do swoich „książek życia”.
Jeśli kiedykolwiek pomyśleliście o wyjeździe na Święta, ale nie wystarczyło Wam „odwagi” – to zmieńcie to. To będzie najlepsze decyzja jaką podejmiecie. Jeśli wybierzecie na taki wyjazd „Zamek Gniew” – to ja gwarantuję, że nie będziecie chcieli stamtąd wyjeżdżać!!!
4 komentarze
Jade tam Nie ma opcji!!!!!!!!
Ale cudowne miejsce! Właśnie przekonaliscie mnie do Swiat poza domem – jeśli na Zamku Gniew jest tak zawsze – jadę tam!!!!
Jezu jak tam jest pieknie! Marzą mi się takie święta. Nie wiem czy chce aż rok czekać, żeby tam pojechać. Właśnie zarezerwowałam przez Was miejsce na ferie!!!
Jest tam bardzo ładnie, ale jednak wolę na spokojnie w domu, z najbliższymi. Jestem chyba tradycjonalistką.