Poranek jak każdy inny. Budzę się w zasadzie już zmęczona, bo albo siedziałam w nocy nad tekstem, albo siedziałam w nocy nad którymś z dzieci, albo po prostu nie mogłam spać.
Dzieciaki jak zawsze robią wszystko, tylko nie to, o co ich proszę.
Czasami mam wrażenie, że nigdy nie robią tego, o co ja w danej chwili proszę, co więcej, ich umysły są nastawione na robienie dokładnych przeciwieństw.
No więc poranek płynie, cała czwórka dokazuje. Non stop słyszę krzyki, kłótnie, skargi. Nie potrafią nawet na 5 minut pobawić się w spokoju.
Mają tonę zabawek, ale przecież wiecznie się nudzą. Mają setki planszówek, ale nie wiedzą co robić.
Nie potrafią pogodzić się z przegraną i to jest najlepszy powód do kłótni – kto wygrał?
Piski, hałas, płacz – codzienność.
Siedzę sobie więc od 3 minut na fotelu, w mojej głowie zbiera się na burzę. Gotuje się coraz bardziej, bo siła pisku Krysi wchodzi na niebezpieczne dla moich uszu częstotliwości.
Są coraz głośniejsze, częstsze, mocniejsze.
Ja jestem bliska wybuchu, bo pomimo moich setek próśb, tysięcy upomnień, żadne nie reaguje tak, ja ja bym chciała. Żadne nie chce odpuścić – w końcu są uparci (oczywiście, że po tatusiu, przecież nie po mnie).
Przy kolejnym: AAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! MAMOOOOOOO!!!!!! nie wytrzymuje.
Podrywam się, wpadam do pokoju. Cała czwórka zamiera, jakbym była mordercą z horroru.
Krzyczę i mocno gestykuluję, drę się z całych sił w moich płucach.
Wykrzykuje im, że mam już dość, że tak nie może być, że mają pójść do swoich pokoi i siedzieć tam cicho, że jak nie potrafią się razem bawić, to nie będą wcale się bawili…
To trwa może ze dwie minuty, może jedną… nie wiem…i nagle widzę je. Obie mają szkliste oczy. Obie poruszają brodą w dość znaczący sposób. Obie są przerażone. Moje córki. Widzą mnie drącą się. Patrzą na mnie jak na kata. Ich poczucie bezpieczeństwa legło w gruzach.
Patrzę na nie przez ułamek sekundy i wiem, że jestem debilem.
Kompletnym idiotą, którego można porównać niemal do atakującego psa, który broni się agresją. Ja broniłam się przed krzykami.
STOP IDIOTKO!!! CO TY ROBISZ?
Naprawdę chcesz być taka dla swoich dzieci? Naprawdę chcesz im to przekazać we wspomnieniach?
NIE!!!!
Przecież wystarczy pobawić się z nimi. Pomimo, że granie w kolejną banalną grę, czy picie herbatki “na niby” nie napawa cię entuzjazmem, dla Twoich dzieci to kolejne cudowne wspomnienie do kolekcji.
ZAMIAST PREZENTOWAĆ SWOJĄ SIŁĘ KRZYCZĄC, POMYŚL JAK MOŻESZ IM POMÓC, ŻEBY NIE KRZYCZELI – u mnie zadziałało po prostu siedzenie z nimi w roli rozjemcy. Sama moja obecność, wystarczyła im, żeby się opanować.
W tamtym momencie poczułam, że poniosłam tego dnia kompletną rodzicielską porażkę, ale jednocześnie wiedziałam, że już nigdy nie chcę widzieć takiego przerażenia w oczach moich dzieci i nigdy nie pozwolę, żebym to ja to przerażenie wywołała.
Krzyk, szarpanie – myślicie, że to jest droga?
Tak jest – najszybsza droga do porażki.
Ja ją poniosłam… Przepraszam…
Wracam na właściwy tor.
3 komentarze
Umiala sie Pani przyznac do porazki…ile razy ja js ponioslam….co jakis czas…trudno byc rodzicem….tez stsram sie o sppkoj….
Super, że masz odwagę pisać o swoich porażkach i przyznać się do nich. Ja też mam swoje i czasami jestem idiotką. Mam nadzieję, że większość tych sytuacji dostrzegam… A za te, które widzę, potrafię przeprosić moje córki.
Pewnie każdemu rodzicowi się zdarza. A potem to podłe uczucie. Czasem po prostu zapominamy, że dzieci są dziećmi, chcemy na siłę je zmieścić w ramach naszego świata, a one przecież mają swój świat, i chyba większy i bardziej kolorowy od naszego.