Urodziny Krysi minęły. Nasza księżniczka jest już cudowną dwulatką. W tym roku spędziliśmy je w Kołobrzegu, nie planując żadnych większych uroczystości w tym czasie. Jak pokazuje życie, plany to jedno – rzeczywistość to drugie. Tym razem dziadek zdecydował za nas – robimy „rodzinne urodziny” – w końcu to moja pierwsza wnuczka. Tylko co z tortem? Jak impreza to tort musi być. Zamówienie czegoś z dnia na dzień, w wakacje graniczy z cudem. Obeszliśmy cały Kołobrzeg i wszędzie usłyszeliśmy to samo – 3 dni robocze. No cóż, potrzeba matką wynalazku –musiałam stanąć na wysokości zadania. Szybkie zakupy w miejscowym markecie i udało się wyczarować takie cudo (zdjęcia poniżej), w mniej niż godzinę. Wyszedł nawet nieźle, jak na ograniczoną ilość produktów do dekoracji.
Po tym wszystkim dochodzę do jednego wniosku – nie zamawiam więcej tortów w cukierni – jeszcze kilka razy i dojdę do wprawy w dekorowaniu.
Potem było już tylko dmuchanie świeczek i drobne prezenty bo Mini Micro schować już nie mogliśmy.
Poniżej krótka fotorelacja.
PS: Mówiłam, że i tym razem Pan K przekaże mi zaszczyt zrobienia tortu?… kochanie nie martw się…niedługo Maciuś ma urodziny
Urodziny nad morzem
previous post