Związek, para, małżeństwo, mama i tata.
Dzieci, dzieci, dzieci, dzieci… Wszystko w naszym życiu kręci się wokół nich.
W całym tym zamieszaniu, gdzieś po środku jesteśmy My – rodzice.
Kiedyś pisałam już, za co mam ochotę rozwieść się z moim mężem TU LINK 🙂
Doszłam więc do wniosku, że zapytam się co jego wkurza we mnie. Co doprowadza do białej gorączki. Za co ma ochotę udusić mnie na miejscu. Wiecie, takie pierdoły z życia wzięte. Wojny domowe.
Zaczął wymieniać, a ja byłam coraz bardziej przerażona, że aż tyle rzeczy wkurzających robię 🙂
Teraz czas przyznać się do tego, co go wkurza we mnie 🙂
Bez bicia powiem Wam, że mój mąż ma ochotę wydrapać mi oczy gdy:
- Proszę go o zrobienie kawy, a potem zostawiam niedopitą (wszystkie mamy zrozumieją mnie przecież – inaczej się nie da).
- Podżeram jego wegetariańskie rzeczy (wiecie ma takie ulubione gotowce, które niestety ja też lubię i podżeram przy każdej okazji, a potem on nie ma co na obiad sobie zrobić).
- Ładuję naczynia do zmywarki. Ciekawostka: Zawsze wchodzi jeszcze raz tyle naczyń, od ilości jaką zaleca producent zmywarki. Nie zawsze jednak się domywają 🙂
- To samo dotyczy pralki – przeładowanie to moja natura (patrz wyżej). Ciekawostka: Producent zaznacza, że wsad może mieć maksymalnie 8 kg w naszej pralce, więc kilogram nie zrobi już różnicy. Tak więc spokojnie można wyprać te 16 kg naraz 😀 A krzyczy coś o urwanym bębnie, wytartych łożyskach, braku przepływu między praniem i takie tam pierdoły techniczne. A ja uważam, że skoro coś działa to znaczy ze jest dobre.
- Zawalam pulpit wspólnego komputera każdym zapisywanym dokumentem (mam taką manię). 6 ikonek/minutę 🙂 Nigdy nie widziałam u męża takiej ilości żył i żyłek na czole i twarzy koloru czerwonego podczas odpalania systemu, jak pojawia się pulpit. Coś tam wtedy ciągle przebąkuje o koszu, folderach i administratorze i banie na kompa – takie tam techniczne bzdury.
- Nie odsuwam siedzenia w samochodzie jak z niego wysiadam – potem mój mąż ma problem ze zmieszczeniem się za kierownicą (ja sobie przysuwam, to on może sobie odsunąć). Nie moja wina, że obdarowano mnie niskim wzrostem na rzecz urody, elokwencji, sprytu, cycków, IQ oraz skromności. Silny jest – poradzi sobie.
- Przestawiam lusterka w samochodzie (no hej, a jak mam widzieć coś?). Nieważne, że jak wsiada A to widzi w nich tylko beton albo koła. Poradzi sobie.
- Pakuję miliony walizek na dwudniowy wyjazd, bo może mi się to przyda (zawsze coś się przyda – wszystkie o tym wiemy). Miliony walizek oraz cztery kosmetyczki i torbę z jedzeniem 🙂 Oraz rowery.
- Moje letnie kurtki wiszą na wieszakach w przedpokoju w zimie. A zimowe w lato. Jestem gotowa na każde warunki oraz nagłe załamanie pogody. On nie jest. Kiedyś się w końcu nauczy ode mnie.
- Rozpalam światło w każdym pomieszczeniu w domu (nie lubię ciemności). Rozpalam również męża. A dokładnie jego japę. Ostatnio mniej, bo po kryjomu wymienił prawie każdą żarówkę na LED. Cwaniaczek. Rozpalił moją japę, jak zobaczyłam koszt jednej żarówki.
- Zostawiam puste opakowania od szkieł kontaktowych na pralce w łazience (śpieszę się rano). W sypialni (bo zasypiam wieczorem). W kuchni na wszelki wypadek. U dziewczynek w pokoju jak je usypiam. U chłopców w pokoju na wszelki wypadek. Szóste opakowanie mam w torebce. Siódme w aucie. Ósme w pracy. Przezorny zawsze ubezpieczony.
- Proszę o kupienie mi “czegoś dobrego” jak idzie na zakupy (bo ja nagle nie mam pomysłu co chcę – jestem przecież kobietą). Zazwyczaj kupuje mi hummus. A dlaczego? Bo jak przychodzi do domu z zakupów, to wręcza mi go od razu przy Hani i Krysi – psychofankach hummusa w każdej ilości i każdego rodzaju i drze się “zobaczcie co mama ma!!!!” – świnia no. Czasami nawet dziewczynki pozwalają mi na widelczyk.
- Robię pranie i nie sprawdzę zawartości kieszeni albo bębna pralki (no ejjj no za dużo prania do sprawdzania). Także robiłam już pranie z czekoladkami, pampersem, chusteczkami higienicznymi, zeszytem, farbką plakatową, kamieniami, gałęziami i różnymi ważnymi uzdatniaczami.
- Robię naleśniki dla dzieciaków i zostawiam pobojowisko do dnia następnego (ja zrobiłam – on mógłby sprzątnąć). Sprząta. A później robi odwet. Parowarem i warzywami.
- Mówię, że coś zszyję i to szycie trwa pół roku, a podarta rzecz leży i się kurzy. A później po prostu wychodzi z mody 😀
- Budzę go w nocy, bo chrapie. Ciszej przelatują samoloty nad nami. Tak, tak – mamy korytarz powietrzny tuż nad mieszkaniem. Ale on go przebija.
- Biegnę pierwsza do baru na każdej imprezie, bo niepisanym wyzwaniem u nas jest “kto pierwszy wypije – ten jest pasażerem w drodze powrotnej”.
Nasze wojny domowe trwają…
A jaką Ty masz supermoc?
3 komentarze
11 😀 Lepiej zostawić pudełko po soczewkach niż sztuczną szczękę 😀 😀 A tak na serio, to w kilku rzeczach mam tak samo 😀
Widzę, że kilka punktów się u nas zgadza – zwłaszcza 4 i 5 🙂 Mój M. najbardziej wkurzam się na mnie, kiedy po raz kolejny coś “gubię”. Klucze od domu, telefon, obrączkę…Oczywiscie potem znajdujemy to gdzieś w mieszkaniu – ale zawsze narzeka, że nie odkładam tych wszystkich rzeczy w jakieś jedno konkretne miejsce.
Mój chce mnie zamordować za to, że notorycznie nie wkładam naczyń do zmywarki i zostawiam na stole talerze :).