Wyobraź sobie, że twoje dzieci są już prawie dorosłe.
Wyobraź sobie, że mają już swoje sprawy, swoje życie.
Wyobraź sobie, że nie za bardzo masz już wpływ na ich decyzje i ich postępowanie.
Kochasz je miłością bezwarunkową. Są dla Ciebie nadal całym światem.
Pewnego dnia odbierasz telefon. Bardzo zły telefon.
Twój syn/córka jest w szpitalu. Był wypadek. Wsiadł za kierownice po spożyciu alkoholu i zderzył się czołowo z innym autem. Z własnej winy, wyprzedzał na trzeciego.
Twoje dziecko żyje. Jest mocno poobijane, ale żyje. Niestety, osoby z drugiego samochodu nie miały tyle szczęścia. Obojgu się nie udało. Nie żyją. To było młode małżeństwo. Wracali od znajomych. W domu czekała babcia z ich dwójką dzieci. Małych dzieci. Niestety rodzice nie dojechali.
Twoje dziecko zabiło dwie niewinne osoby. Z własnej winy, głupoty, brawury. Twoje dziecko odebrało rodziców dwójce maluchów. Odebrało dzieci ich rodzicom.
Twoje dziecko wychodzi ze szpitala. Trafia do aresztu.
Jesteś załamana. Zdruzgotana. A co ma powiedzieć ta druga rodzina?
Co zrobiłbyś w takiej sytuacji? Potrafiłbyś patrzeć ze współczuciem na własne dziecko? Czy chciałbyś aby spotkała go kara?
Kara za to, że sam do tego samochodu wsiadł mimo, iż wcześniej pił.
Kara za odebranie życia dwóm młodym osobom.
Kara za nieodpowiedzialność i głupotę.
Czy mimo to broniłabyś go widząc w nim nadal małego synka/córkę, który przychodzi i prosi o plasterek na małe „kuku”.
Zawsze zastanawiałam się, jak czują się rodzice tych którzy zawinili. Tych którzy są po tej ciemnej stronie.
Ci rodzice również tracą w jakimś stopniu swoje dzieci, choć tragedia jest zupełnie nieadekwatna do tych, którzy je tracą na zawsze.
Rodzice takich dzieci muszą być zdruzgotani, myśląc, że to oni popełnili gdzieś błąd w wychowaniu. Prawdopodobnie zarzucają winę sobie, starając się wytłumaczyć własne dziecko.
Ja sama nie wiem jak zachowałabym się w takiej sytuacji i mam nadzieję nigdy się tego nie dowiedzieć.
Staramy się pokazywać naszym dzieciakom konsekwencje ich zachowań. Nie chowamy ich przed złym światem. Nie zakrywamy oczu przy każdych wiadomościach (oczywiście odpowiednio do wieku i zrozumienia – masakry na chwilę obecną nie muszą oglądać). Tłumaczymy co się stanie jeśli będą tak dalej postępować. Co może się zadziać jeśli nie będą nas słuchać. Jeśli nie będą uważać na ulicy. Uczymy, że nie rozmawia się z nieznajomymi. Że nie wychodzi samemu ze szkoły/przedszkola. Że nie każdy miły dla nich człowiek jest dobry.
Staramy się uczyć dobra.
Czy to wystarczy? Czy to co im przez całe dzieciństwo przekażemy, uchorni ich przed podejmowaniem złych decyzji w dorosłym życiu?
Pewnie nie, ale mamy nadzieję, że te decyzje nie będą na tyle złe, żeby zdecydować o całym ich przyszłym życiu.
4 komentarze
Wydaje mi się, że mimo bólu ipekającego serca chciałabym, żeby poniósł konsekwencje…ale czy oby na pewno nie wiem…mimo wielkich pokładów empatii ciężko sobie to wyobrazić…
Takiego scenariusza nie przewidzisz i siłą nie powstrzymasz. Można ewentualnie zminimalizować szansę poprzez naukę odpowiedzialności i empatii, czyli zrobić to co każdy kochający rodzic – zwyczajnie wychowywać. Hm, ta forma myślenia, którą prezentujesz tutaj powoduje jedynie więcej siwych włosów na głowie:) To już nawet nie fatalizm, a jego ekstremalna forma. Myślenie na zapas o takich sytuacjach prowadzi do rozstroju nerwowego:) Lepiej skupić się na czymś pozytywnym i takie wartości przekazywać dalej:)
TO nie fatalizm, a realizm… temat nie zaprząta mi głowy codziennie… ale w głowie pojawiają się takie pytania i to jest całkowicie normalne. Odpędzanie takich pytań, to życie w Utopii i tyle… 🙂
To musi być straszne….aż ciarki mnie dopadły, gdy starałam sobie zwizualizować ten tekst.