Zawsze uważałem, że mój głos jest do niczego. I nie myliłem się. Podjąłem kiedyś próbę karaoke. Zaśpiewałem dla żartu, dzieci dookoła wesoło skakały. Nie wiedziałem tylko, że w czasie kiedy ja cudownie fałszowałem, zaciągałem a czasami nawet się darłem, znajoma nagrała to wszystko telefonem. Pokazała mi to po zakończonym repertuarze. Po obejrzeniu występu, miałem ochotę sam sobie rzucić pomidorem w twarz za to, że nie przerwałem tego już po pięciu sekundach. Muzyka nie przeszkadzała mi w śpiewaniu. Słowa też…
…ale zauważyłem jedną piękną rzecz. Pomimo, iż nie mam głosu, wyczucia rytmu i fałszuję okrutnie, nasze dzieci bawiły się rewelacyjnie. Tak, przy moim śpiewie. Nasze kochane maluchy krzyczały: „jesce laz tata! Jesce laz, plosimy!” Obca publiczność zapewne zawstydziłaby mnie, ale nie rodzina. I tata zaśpiewał. A raczej zawył jak wilk i ranny kogut jednocześnie. Ale dzieci śmiały się, patrzyły na mnie z tak wielką miłością, że ja nie miałem zamiaru przerywać. I czułem się jak gwiazda rocka.
To wydarzenie uzmysłowiło mi, że tu nie o mój głos chodzi. Nie o tekst, czy też o tonację. Tu chodzi o tatę i dzieci. To ta atmosfera sprawia, że maluchy śmieją się, tańczą, wariują – wpatrzone w tatę jak w obrazek. To taka niewidzialna więź. Wyczuwalna bliskość.
Postanowiłem usypiać ich kołysankami. Skoro muzyką, moim śpiewem mogłem ich rozbawić, to teraz będę próbował ich wyciszać. I wiecie co? Udało się. Dzieci pokochały kołysanki w wykonaniu taty. A tata pokochał nucenie kołysanek. Cichutkim głosem, prawie szeptem, tata mruczy wieczorami obok łóżek. Czasami potrzebuje tylko 5 minut, a czasami godziny. Naszą ulubioną jest „Ta Dorotka”:
Ta Dorotka, ta malusia, ta malusia,
tańcowała dokolusia, dokolusia,
tańcowała ranną rosą, ranną rosą,
i tupała nóżką bosą, nóżką bosą.
Ta Dorotka, ta malusia, ta malusia,
tańcowała dokolusia, dokolusia,
tańcowała i w południe, i w południe,
kiedy słonko grzało cudnie, grzało cudnie.
Ta Dorotka, ta malusia, ta malusia,
tańcowała dokolusia, dokolusia,
tańcowała i z wieczora, i z wieczora,
gdy szło słonko do jeziora, do jeziora.
Teraz śpi już w kolebusi, w kolebusi,
na różowej, na podusi, na podusi.
Chodzi senek koło płotka, koło płotka:
“Cicho bo tam śpi Dorotka, śpi Dorotka…”.
“Cicho bo tam śpi Dorotka, śpi Dorotka…”.
Tak często ją nuciłem, że mimochodem wszyscy nauczyli się jej na pamięć. Marcel śpiewał ją ostatnio przez pół roku wszędzie (w aucie, na zakupach, w domu). Oczywiście tata razem z Maciusiem dołączali. W tym czasie Krysia rytmicznie kiwała głową. Po Dorotce zawsze jest „Iskiereczka”.
Z popielnika na Wojtusia
Iskiereczka mruga,
Chodź, opowiem ci bajeczkę,
Bajka będzie długa.
Była sobie raz królewna,
Pokochała grajka,
Król wyprawił im wesele
I skończona bajka.
Była sobie Baba-Jaga,
Miała chatkę z masła,
A w tej chatce same dziwy,
pst, iskierka zgasła.
Z popielnika na Wojtusia
Iskiereczka mruga,
Chodź, opowiem ci bajeczkę,
Bajka będzie długa.
Już ci Wojtuś nie uwierzy,
Iskiereczko mała,
Chwilę błyśniesz, potem zgaśniesz,
Ot i bajka cała…
Przeważnie po tej kołysance sen zamyka powieki dzieciaczkom. Jeśli nie, to trzecią w kolejności kołysanką jest „Kotki dwa”. Ta kołysanka jest również naszą ulubioną piosenką sklepową. Szczególnie przy kasie. Przy płaceniu…
W górze tyle gwiazd,
w dole tyle miast.
Gwiazdy miastu dają znać,
że dzieci muszą spać.
Ach śpij kochanie,
jeśli gwiazdki z nieba chcesz – dostaniesz.
Czego pragniesz, daj mi znać,
ja ci wszystko mogę dać,
więc dlaczego nie chcesz spać.
Ach śpij, bo nocą,
kiedy gwiazdy się na niebie złocą,
wszystkie dzieci, nawet złe
pogrążone są we śnie,
a ty jedna tylko nie.
Aaa, aaa były sobie kotki dwa,
aaa kotki dwa,
szarobure, szarobure obydwa.
Ach śpij, bo właśnie
księżyc ziewa i za chwilę zaśnie.
A gdy rano przyjdzie świt,
księżycowi będzie wstyd,
że on zasnął a nie ty.
Aaa, aaa były sobie kotki dwa
aaa kotki dwa,
szarobure szarobure obydwa.
Bardzo często zdarza się, że tata zasypia razem z maluchami. To tylko potwierdza skuteczność śpiewu. Parę razy zdarzyło się, że uśpiłem sam siebie. Dzieci z otwartymi oczętami cierpliwie czekały na kolejne kołysanki, ale tatuś już smacznie spał…
Tatusiowie nie wstydźcie się swoich głosów, nie wstydźcie się śpiewać, nucić, mruczeć, szeptać swoim pociechom. One to kochają. To jest bardzo fajny czas, który mija bezpowrotnie. Wykorzystajcie go!
Dla wszystkich tatusiów świata
Z podrowieniami
Pan K
7 komentarzy
Nienawidzę “Z popielnika na Wojtusia”. Chociaż moment, kłamię. Kocham tą piosenkę, uwielbiam. Jednak w ciąży słuchałam jej w kółko płacząc w okienny parapet, więc gdy teraz ją słyszę momentalnie łzy mi napływają do oczu. Najsmutniejsza piosenka EVER!
To fakt, ja też mam jakieś takie smutnawe wrażenia jak jej słucham, a jednocześnie uwielbiam jak Pan K śpiewa ją dzieciom. Wracam wtedy do dzieciństwa 😀
No dobra. Ja też czasem dzieciom śpiewam. Głos mam fatalny, pod prysznicem nie śpiewam, bo lustra szkoda – jeszcze pęknie, ale czasem chłopakom śpiewam znane piosenki, a oni chcą jeszcze… To bardzo intymne chwile, tak jak szeptanie dzieciom i mówienie do nich podczas kąpieli, gdy byli jeszcze niemowlętami. To naprawdę buduje więź między Ojcem a dziećmi.
Ja też nie mam głosu. Czasami zapomnę tekstu i improwizuję. Ale mam publikę 🙂 To takie trochę rodzicielskie discopolo. I faktycznie bardzo osobiste budowanie więzi ojciec-dziecko.
Dorotkę uwielbiam, moja babcia mi ją śpiewała bardzo często, teraz ja ją śpiewam Idze, ale ona i tak woli jak tata jej śpiewa 😉
Moja mamusia nie znała zbyt dużo kolysanek, śpiewała mi don’t czy gunsów albo lulajże jezuniu (mimo że urodziłam się w czerwcu) chwała Bogu, nasz syn przyjdzie na świat w grudniu, lulajże jezuniu będzie bardziej on top 😀
Pzdr, ex sąsiadka, Domi
Jeśli grudzień to tylko White Christmas 😀 /PanK