Bycie mamą 4 dzieci to ciągły chaos, hałas i pęd.
Nagle, po kilku latach takiego szału, nadchodzi dzień w którym wszyscy wyjeżdżają z tatą, bo Ty nie masz urlopu. Bo Ty musisz być w pracy.
Pierwsza reakcja – szkoda, że nie pojadę z Wami
Druga reakcja – szał!!! – Odpocznę, zrobię sobie włosy, paznokcie. Będę siedzieć godzinami w wannie udając, że jestem w najdroższym SPA. Położę się wieczorem i nie będę robić nic!!! CUUUDOOOOWWWNIIEEE!
Po dwóch dniach przychodzi jednak reakcja trzecia – której w zasadzie można się było spodziewać, choć nie chciało się w nią uwierzyć…
Smutek, pustka, tęsknota, cisza.
Rano wstajesz, szybki prysznic, kawa w przelocie i do pracy.
Wracasz wieczorem, cisza, pustka, tęsknota uderza Cię już w pragu.
Bronisz się, walczysz, wmawiasz sobie, że dobrze Ci zrobi taki odpoczynek, naładujesz baterie. Niestety przegrywasz z kretesem.
Dom bez męża, bez dzieci to nie dom. To nie jest moje miejsce. To obce pomieszczenie, w którym musze dotrwać do rana.
Pomimo tego, że mam porządek, na podłodze nie leżą tysiące zabawek, a pod stopami nie czai się klocek-zabójca, to wszystko wydaje się szare.
Cisza aż boli w uszy. Przyzwyczajona do ciągłego hałasu na poziomie startującego odrzutowca, nie potrafię nagle, żyć w ciszy.
Odpalam telewizor – przynajmniej coś w tle będzie gadało.
Siadam do komputera – wow będzie teraz masa czasu na pisanie postów – nic z tego!
Wena ulatuje z pierwszą myślą o rodzinie. Wszystkie pomysły odchodzą w niepamięć – tesknota je pokonuje.
Nie wiem czy to normalne – w końcu sami tworzymy sobie normy.
Wszystkie te hasła: „mamo – zrób coś dla siebie!”, „mamo – wyjedź bez dzieci”, „ mamo wyjdź z koleżankami” – to wszystko mogłabym zrealizować właśnie teraz. I co z tego?
Ja chcę się przytulic do męża, usłyszeć „mamo kocham Cię”, zobaczyć bałagan.
W takich momentach okazuje się, że nawet tak bardzo znienawidzone przez Ciebie codzienne obowiązki, na które narzekasz przy każdej nadarzającej się okazji, są piękne, są genialne, są cudowne (wiem, przesadzam strasznie).
Brakuje Ci krzyku dziecka, który tak bardzo irytuje Cię jak jest w pobliżu. Chcesz usłyszeć miliard takich samych pytań, obejrzeć po raz setny tą samą bajkę, ugotować obiad po którym ktoś powie – to było pyszne, chcę więcej. Nawet twój mąż, który niekiedy wyprowadza Cię z równowagi, bo tak, staje się nagle najcudowniejszą i najukochańszą osobą na świecie, którą chcesz mieć obok już, natychmiast.
JESTEM NIENORMALNA – przyznaję się do tego.
4 komentarze
Cześć, czytam Was już od jakiegoś czasu, ale komentuję pierwszy raz.
Dziś przeczytałam fajny komentarz męża znajomej gdy “narzekała” na ciszę w domu, gdy on i dzieci wyjechali na wakacje – “Mówiłem Ci że pusty dom to masakra to sie smialas. Pociesze Cie że pierwsze dni sa najgorsze a jak sie zaczniesz przyzwyczajać to wracamy;)”
Wiesz ja jestem mamą trójki dzieci i marzę o czasie bez nich i może punkt widzenia zależy od punktu siedzenia 😉 Ja bardzo rzadko jestem gdzieś sama, bez dzieci, nie mam chociażby możliwości podrzucenia na 2 godzinki w weekend dzieci do dziadków (dziadkowie daleko), a gdy jesteśmy u dziadków np. w wakacje to jakoś dziadkowie nie garną się do zostawania z nimi sam na sam 😉 Moje dzieciaki są bardzo absorbujące i takie trochę “trudniejsze” w obsłudze.
Także na dziś zazdroszczę Ci tej ciszy 🙂
My też nie często jesteśmy sami… ale jak już sama zostałam – nie mogę tego znieść – uwierz mi – też myślałam, że będzie idealnie.. 😀
Oj taaam, ja póki co słucham ciszy 🙂 Wiem, że o 14 to się zmieni, więc korzystam 😀
Mam to samo…najpierw się ich pozbywam by po 5 minutach zadzwonić 🙂