Wreszcie nadchodzi. Już jest za zakrętem. Już prawie go czuć – LATO. Dla nas zbawienie. Mniej ubrań, mniej prania, mniej czasu spędzonego na ubieraniu dzieci rano – ogólnie cudo.
Skoro nadchodzi lato, zbliżają się również wakacje. W dzieciństwie dwa cudowne miesiące, na które czekamy przez cały rok szkolny. W momencie kiedy stajemy się rodzicami, te dwa cudowne miesiące przestają nam się podobać. Nie ma już wyczekiwania. Nie ma radości. Nie ma zadowolenia. Dlaczego? Bo pracujemy. Bo oboje musimy codziennie zameldować się w pracy i nikt nie będzie patrzył, że właśnie rozpoczynają się wakacje i nasze dzieci mają dwa miesiące wolnego.
W szkołach cisza i pustki – właśnie stoimy przed kombinowaniem, gdzie wysłać Maćka na całe dwa miesiące. O ile miesiąc wolnego może jakoś wykombinujemy, o tyle drugiego już nie da rady. Mamy więc pełne 4 tygodnie do zagospodarowania. 31 dni w których musimy zapewnić naszemu dziecku pełną opiekę.
Przy starszym dziecku jest jeszcze opcja “lato w mieście” – trochę taniej niż wyjazdy. Nie ma nic bezpłatnie. OK jedno dziecko „załatwione” w ostateczności będzie „Lato w mieście” i co dalej?
Przedszkola, żłobki – one mają własne prawa.
Żłobki mają miesięczny urlop – przed wakacjami należy zadeklarować w którym miesiącu dziecka nie będzie – super jeden miesiąc można pokombinować i gdzieś dzieciaki zabrać.
Niestety przedszkola idą na wakacje na całe dwa miesiące. Powstają dyżury w całej dzielnicy. Dlaczego narzekam?
Dzielnica jest dość duża – to że zapisze dziecko do przedszkola dyżurującego, nie oznacza, że dostanie się do tego obok nas. Wszystkie dyżury są mocno porozrzucane po całej dzielnicy, coc powoduje dowożenie go w zupełnie inne miejsce niż pozostałych.
To, że złożymy papiery do przedszkoli dyżurujących, również nie gwarantuje nam, że miejsce dla naszego dziecka się znajdzie. Tu panuje zasada – kto pierwszy ten lepszy. Oczywiście żadne punkty (przyznawane w trakcie rekrutacji na rok szkolny) nie mają tu racji bytu. Tu liczy się jedynie szybkość i spryt, czyt. – bierzesz wolne i 11 maja (dzień w którym przedszkola przyjmują podania) latasz od placówki do placówki licząc na szczęście. Jeśli chciałbyś zapewnić dziecku opiekę przez całe wakacje – oznacza to składanie papierów do 4 różnych placówek, bo dyżury trwają 2 tygodnie.
Jak już uda CI się jakimś cudem do placówki dostać, to Twoje dziecko, które przez rok przyzwyczaiło się w końcu do Pań, kolegów, koleżanek i zasad panujących we własnym przedszkolu, musi powtórzyć ten cały proces od nowa – i to wciągu dwóch tygodni. Po dwóch tygodniach powtórka z rozrywki – przenosimy dziecko do innej placówki – itd.
Nie wiem jak wasze dzieci, ale moje takich ciągłych zmian nie lubią i nie czują się bezpiecznie, zmieniając non-stop otoczenie.
Panie w przedszkolach dyżurujących, nie są przez 2 tygodnie nawet w stanie zapamiętać wszystkich imion dzieci, a co dopiero pamiętać ich przyzwyczajenia.
OK – druga strona medalu – co zrobisz jak dziecko do przedszkola na lato się nie dostanie? – Masz pracę, dziecko w ciągu roku chodzi normalnie do przedszkola, a tu nagle w lato – nic z tego?
Litości – dlaczego przedszkola nie mogą tego rozwiązać podobnie jak żłobki? Miesiąc urlopu wybrany przez rodzica. Dlaczego muszą mieć 2 pełne miesiące wolne? Dlaczego nasze dzieciaki muszą „tułać się” po różnych placówkach, w których zróżnicowanie opieki jest naprawdę ogromne?
Życie rodzica polega na ciągłym składaniu gdzieś podań. Podanie o przyjęcie do przedszkola, podanie o pozostawienie na przyszły rok w przedszkolu, podanie o przyjęcie na dyżur letni, podanie o przyjęcie na dyżur letni do następnego przedszkola itd. Itd. Zasady i papierologia naszego kraju woła o pomstę i niestety w najbliższym czasie pewnie nic w tej sprawie się nie zmieni.
Drodzy rodzice – powodzenia – nie utońcie w biurokracji – bo ja już powoli się topię!
1 comment
Jak ja to doskonale rozumiem. A mam tylko dwójkę.W takich chwilach pojawia mi się w głowie: polityka prorodzinna…rodzinna…dzinna…Słyszałam, ale nie widziałam.