Ból, przerażenie, łzy, pot… Boję się, że się nie obudzę. Że nie przytulę już dzieciaków, że nie poczuję ich cudownych buziaków, że nikt nie powie mi już kocham Cię mamo. Boję się tak bardzo, że więcej ich nie zobaczę. Przecież ja miałam przechodzić przez ich ciężki (albo nie) okres dorastania. Miałam patrzeć jak się pierwszy raz zakochują. Jak stają się nastolatkami, a potem dorosłymi.
Dostaję maseczkę na usta – zasypiam płacząc.
Budzę się – to trwało przecież tylko chwilę, choć tak naprawdę „nie było mnie” prawie 3 godziny.
Widzę nad sobą postać w białym kitlu – „operacja się udała – była nieco bardziej skomplikowana, niż myśleliśmy, ale wszystko poszło sprawnie”.
Znowu płaczę. Tym razem ze szczęścia. Tym razem wiem, że za kilka dni zobaczę ich wszystkich. Że przytulę każdego tak mocno jak tylko będę miała siłę.
Jestem najszczęśliwszą osobą na ziemi. Jestem żoną cudownego męża, matką jeszcze bardziej cudownych dzieci i córką cudownej kobiety.
Jeszcze przed operacją moja głowa, była jak zawsze pełna obaw. Nie o samą operację, tylko o tysiące innych, tak bardzo błahych w porównaniu z tym spraw.
Czy naprawdę musiałam dostać aż takiego „kopa” od życia, żeby docenić to co mam? Być może.
Każdego dnia zaprzątamy sobie umysł milionem stworzonych przez siebie samych problemów.
On nie chce jeść / ona za dużo je. On ciągle robi w pieluchę, a ma już 3 lata. Ona nie chce spać w nocy sama. Ona jeszcze nie chodzi a przecież już ma rok. On nie jada w ogóle warzyw, jeśli ich nie „ukryję” w innej potrawie…itd…itp…
Brzmi znajomo?
Oczywiście – nawet dla mnie to bardzo znajome „problemy”.
Na szczęście, wtedy, na tym zimnym stole wszystkie te problemy przestały mieć znaczenie. Przestały istnieć jako „problemy”.
Od dzisiaj skupiam się na tym co jest tu i teraz. Na tym co mam i każdego dnia doceniam jak tylko najbardziej potrafię.
Jestem odpowiedzialna za 4 ludzi. Za 4 zupełnie zależną od nas. To dla nich muszę zrobić wszystko. Dla nich muszę mieć siłę i zdrowie.
Czas zadbać nie tylko o zdrowie innych (przecież dbanie o zdrowie najbliższych jest naturalne). Pamiętajcie jednak – wasze zdrowie jest równie ważne.
Wróciłam do domu – usłyszałam moje upragnione: „mamo – kocham Cię” i poczułam ciepłe rączki oplatające moją szyję…Nic więcej nie potrzebuję.
Wielki dom, nowy samochód, zagraniczne wakacje – to brzmi tak banalnie – mi wystarczą te ciepłe rączki wokół szyi i „kochanie, kocham Cię”…
4 komentarze
Cudowny tekst, bardzo wzruszający. Zycie jest tak kruche a my ciągle w biegu zapominamy o tym. Powodzenia i pozdrawiam bardzo ciepło
piękny tekst…
Życzymy Wam długiego, cudownego, wypełnionego miłością, zdrowego życia! Piękne! Kochajcie się!
Codziennie się tego boję. Że coś przerwie ten nasz wspólny czas…
Może takie myśli przychodzą specjalnie. Inaczej nigdy nie nauczylibyśmy się doceniać codzienności.