Od zawsze marzyłam o dużym domu. O wielkiej, pełnej miłości rodzinie. Odkąd pamiętam chciałam mieć trójkę lub nawet czwórkę potomstwa, a jakby się udało to i piątkę maluchów. Z tych wszystkich marzeń nie spełniłam tylko jednego – nie mamy jeszcze ogromnego domu – ale wszystko przed nami. Jak to mówi Pan K., dopóki „dzieci są zdrowe, oddychasz i masz siłę – jesteś szczęściarzem i wszystko jest na wyciągnięcie ręki”.
W naszym mieszkaniu na próżno szukać porządku, chirurgicznej czystości czy poukładanych ubrań Nasze mieszkanie tak bardzo odbiega od standardów laboratoryjnych firmy Intel z Doliny Krzemowej. A skandynawski styl nijak nie wpisze się w nasze otoczenie. Osiągnęliśmy mistrzostwo porównywalne z IKEA w zagospodarowaniu wolnych przestrzeni. Rodzicielstwo to nie pączek z lukrem, to czasem zgniły banan, którego i tak można zjeść.
Codziennie wstajemy o godzinie, w której wszystkie bezdzietne pary smacznie przewracają się z boku na bok. Każdego dnia mamy „dzień świstaka”. Pralek dziennie nastawiamy dwie, czasami nawet trzy. Zmywarka chodzi non stop. Zakupy trzeba robić praktycznie dzień w dzień, bo każdy chce coś innego i każdy domaga się tego natychmiast.
Nie mamy czasu tak tylko dla siebie z Panem K – bo nikt jeszcze nie odważył się „zaopiekować” całą czwórką naraz (czasem babcia się zlituje i chłopaków na weekendy zabiera).
Kino – a co to jest kino? Odwiedzamy je tylko z najstarszym, jak fajne bajki puszczają i nigdy razem z Panem K.
Kolacja w knajpie – owszem czasem jest – ale dookoła mamy dostawione 2 foteliki dla maluchów, krzesło dla Macia i śpiącą Hanię przy piersi.
Znajomi – mamy nawet sporo, przyjaciół też się kilku znajdzie, ale Ci bez dzieci jakoś często się z nami spotykać nie chcą, może nie mogą. Ci z jednym dziecięciem – raczej podobnie jak bezdzietni, stronią od naszego hałasu. Zrozumieć mogą nas jedynie Ci, którzy chcą spotykać się z nami dla samego spotkania i zobaczenia całości rodziny K, lub Ci którzy mają przynajmniej 3 potomstwa ( Asia P Ty wiesz, że to o Was).
Oszczędności – w rodzinie wielodzietnej takie pojęcie nie występuje.
Pęd – nie potrafimy się zatrzymać. Żyjemy w ciągłym pośpiechu.
Wakacyjne wyjazdy na egzotyczne Last Minute – nie da się. Koszt przekracza to co uda nam się odłożyć od czasu do czasu. Polskie morze to nasz stały punkt programu – jedziemy do rodziców Pana K i przynajmniej tam mamy namiastkę wakacji.
Nie myślcie sobie, że chciałam ponarzekać i cały tekst to jedno wielkie marudzenie – o nie.
Mimo tych wszystkich przeciwności i niedogodności życia codziennego nie zamieniłabym go na żadne inne życie. Jeśli miałabym podjąć ponownie decyzję o kolejnych dzieciakach – taką samą decyzję bym podjęła.
Nic nie jest w stanie dorównać „kocham Cię mamo/tato, przytul mnie”. Żaden wyjazd, seans czy kolacja nie mogą się z tym równać. My świadomie wybraliśmy takie życie i jest nam z tym bardzo dobrze. Czasami zmęczenie sięga zenitu, ale poddać się nie można, bo dzieciaki na to nie pozwalają.
Życie jest piękne i niech takie pozostanie
Pa
PS: Dodatkowo pocieszamy się faktem, że jeszcze jakieś 18 lat i wszyscy prawdopodobnie pójdą z domu
8 komentarzy
Świetny wpis, ukazujący samą prawdę o rodzinie wielodzietnej 🙂
🙂 miło nam, że się podoba. Chcemy pokazać, że rodzina wielodzietna to nie jest coś strasznego i może być cudownie nawet jeśli nie jeżdzimy co miesiąc na cudowne wakacje 🙂
Przede wszystkim nie udajecie, że jest zawsze tak świetnie i mówicie wprost o problemach i wyrzeczeniach i to jest fajne 🙂
Bo życie to nie jest bajka 🙂
Fajny, ludzki wpis. Ja tez jestem z rodziny wielodzietnej, rodzice mają nas 5 🙂 cudownie jest mieć dużo rodzeństwa, mimo że wszyscy rozsypani po świecie 🙁
Ja tam prawie bezdzietna, bo z jedną szt. Podziwiam, ale grunt, że wy jesteście w tym szczęśliwi 😉
Chyba nie ma nic piękniejszego niż duża szczęśliwa rodzina! Trzeba doceniać każdą chwilę wspólnie spędzoną, każdą radość i każdy smutek… wszystko jest po coś! 🙂
Jesteście boscy… My właśnie czekamy na 5 cud w naszym mieszkaniu ? ludzie pukaja się palcem w czoło – po co ci to… Zawsze nie zmiennie odpowiadam – to w obawie że zabraknie mi tupotu Bosych stóp nad ranem – albo w obawie, że w razie gdyby mi starsi z domu wyfruneli i dopadł by mnie syndrom pustego gniazda… W czoło pukaja dalej… Ale to w końcu ich czoła będą boleć ?