Jeśli nasza pociecha nie chodziła do żłobka, a teraz postanowiliśmy posłać ją do przedszkola, jest prawie pewne (choć nie na 100%), że będzie się czuło nieco zagubione. Nasz skarb zostanie nagle sam, bez mamy, bez taty, bez babci, bez swojego pokoju i swoich zabawek. Nie będzie tym najważniejszym. Przestanie na trochę być oczkiem w głowie. Pojawią się nowe ciocie, nowi znajomi. Te nowe ciocie nie będą głaskały po główce, łapały za „pucuśne” policzki i całowały brudząc szminką. Te ciocie nie będą skupiały się tylko na naszym maleństwie. Nagle nie będzie można jeść na kanapie, oglądać bajki, leżąc przed TV. Dorośli też kiepsko reagują na zmiany, a co dopiero mówić kilkuletnie maluchy. Głównym i pierwszym napotkanym problemem jest zazwyczaj niechęć do pozostania w przedszkolu. O ile zabawa z rodzicem, nawet na sali przedszkolnej, jest całkiem „do przyjęcia”, o tyle pozostanie samemu (bez rodzica) na tej samej sali, jest już absolutnie nie do zaakceptowania. Jedyne co możemy zrobić w tym (i w każdym innym) przypadku, to uzbroić się w cierpliwość i starać się wytłumaczyć, przekonać, tudzież poratować się obietnicą wspaniałej zabawy. Możesz również pozwolić dziecku zabrać ze sobą ulubioną zabawkę, żeby „dotrzymywała mu towarzystwa” w ciągu dnia (oczywiście jeśli w przedszkolu jest taka możliwość). Musisz koniecznie powiedzieć kiedy po malucha wrócisz (np. zjesz obiadek, a potem po ciebie przyjdę). Tak jak w przypadku żłobka, w przedszkolu działa to podobnie – starajcie się nie przedłużać pożegnań, nie pokazywać dziecku waszego zdenerwowania (lub płaczu jak w moim przypadku). Najlepiej (sprawdzone u nas) jak to tatuś, przez pierwsze parę dni zaprowadzi dziecko do przedszkola. Dlaczego? Bo tatusiowie nie rozczulają się tak bardzo, jak mamusie (znowu tak było u nas).
Pamiętajcie, żeby pierwszego (i każdego następnego) dnia wstać na tyle wcześniej, żeby się wzajemnie nie popędzać, nie śpieszyć. Dzieci reagują na stres rodziców i same denerwują się niepotrzebnie.
W wielu placówkach przedszkolnych, nadal (niestety) istnieje obowiązek leżakowania. Sama pamiętam z dzieciństwa tą traumę, jak mamusia dała mi pidżamkę, a ja wpadłam w histerię, że mnie tam już na zawsze zostawi. Sprawdźcie w Waszej placówce, czy leżakowanie jest obowiązkowe. Może w tym czasie, maluch może robić coś innego. U nas często w tym czasie Panie czytają dzieciom bajki, a inne dzieci smacznie śpią.
Kolejnym problemem może być siusianie w majty. Takie wpadki się zdarzają. Nikt nie robi z tego wielkiej afery. Tłumaczcie, pocieszajcie i najlepiej nie róbcie z tego wielkiego halo – ot, stało się i już.
Pierwszoroczne przedszkolaki często, gęsto mają problem ze słuchaniem Pań. I tu znowu wchodzi nasza rola i tłumaczenie. Trzeba delikatnie ustalić z pociechą co wolno, a czego nie wolno. Nie zmuszajmy jednak naszego szkraba do czegoś, na co kompletnie nie ma ochoty (np. nie chce uczyć się piosenki – to nie – świat się nie zawali).
Maluchy mają swoje własne przyzwyczajenia kulinarne. Nie zawsze te przedszkolne menu będzie im pasowało. Czasami „niejedzenie” to tylko czysta przekora i reakcja na „coś nowego”, ale nawet w tym przypadku nie zmuszajcie dziecka do jedzenia, bo przyniesie to odwrotny skutek. Najlepiej ustalić z Paniami, że jeśli dziecko nie ma ochoty jeść, to niech nie je – przecież w domu dostanie od Was coś „na ząb”.
Pamiętajcie – nie każde dziecko to dusza towarzystwa, nie każdy maluch jest przebojowy – jeśli ma ochotę pobawić się sam autami lub lalkami – pozwólcie mu na to. Jeśli jednak inaczej niż sam bawić się nie potrafi – tu wchodzi rola opiekunek – muszą zachęcić malucha do zabaw w grupie.
Powiem Wam jedno – z nauczycielkami da się dogadać – tylko traktujmy je jak ludzi. Tak samo jak Wy – one też nie chcą źle dla Waszych skarbów. Nie rozmawiajmy z nimi z pozycji „wszystkowiedzącej”, ale nie róbmy też z siebie kogoś kto „przeprasza, że żyje”. Traktujmy je z szacunkiem, a one z pewnością będą szanować nasze pociechy.
My uwielbiamy „Nasze” przedszkole. 3 lata temu Maciek skończył przedszkolną przygodę. Dzisiaj w tym samym przedszkolu, swoją podróż rozpoczął Marcel – i wiecie co? Cieszę się, że jeszcze Krysia i Hania będą tam uczęszczać, bo jestem spokojna o moje dzieciaki.
Marcel pierwszy dzień adaptacji ma już za sobą. Poszło lepiej niż sami się spodziewaliśmy. Na początku był bardzo wycofany. Ale z każdą chwilą rozkręcał się jak bączek. W pewnym momencie, najlepszej zabawy z grupą dzieci, poinformował wszystkich dookoła, że dwie żarówki są spalone. Reszta, czyli czternaście lampek, jest ok. Wykrzyczał to, po czym pobiegł dalej bawić się w najlepsze. Mam wrażenie, że to ja stresuję się bardziej niż on sam. Trochę zdjęć na potwierdzenie poniżej.
Pozdrawiam
Pani K
2 komentarze
Pamiętam jak dziś pierwsze dni Gabi w przedszkolu kiedy Pani przedszkolanka musiała ja odrywać ode mnie. Później było jeszcze gorzej, zaczynała płakać już przed wyjściem z domu a ja razem z nią. To była trauma zarówno dla niej jak i dla mnie. Na szczęście horror ten trwał tylko rok później było już tylko lepiej 🙂 tak czy inaczej uważam że wszystkie dzieci powinny chodzić do przedszkola rozwijają się lepiej uczą się życia w społeczeństwie i wychoruja na wszystkie możliwe choroby wieku przedszkolnego i nie robią się ” małe stare” jak to bywa w przypadku jedynakow 🙂 co do przedszkolnego żywienia to moja córa zawsze zjadła tylko śniadanie w przedszkolu i podwieczorek nikt ją do jedzenia nie zmuszał na moją prośbę a obiad jadła w domu z mamą podczas którego opowiadała mi wszystko co robiła w ciagu dnia 🙂 przedszkole ma swoje plusy i minusy najpierw plakalysmy że tam musi zostać bez mamy a potem patrzyłam jak mój przedszkolak dumny występuję w jakimś przedstawieniu i ze wzruszenia wyłam 🙂 niestety nie miałam “taty” do pomocy ale Panie przedszkolanki cudowne kobiety pomagały jak tylko się dało żeby zarówno dla małej i dla mnie ten początek był latwiejszy 🙂 i z tego miejsca chciałbym pozdrowić wszystkie cudowne Panie z Przedszkola Miejskiego nr 7 w Kołobrzegu , może któraś też jest fanką waszego bloga i to przeczyta 🙂
Moje chłopaki (bliźniaki) 1 września idą do przedszkola. Do tej pory chodziły do żłobka, więc właściwie nie powinniśmy się martwić, jednak od kilku miesięcy (tak mniej więcej od czerwca) rozmawiamy z nimi i mówimy im, że są coraz więksi i idą do przedszkola. Wiem, że i tak nie obejdzie się bez drobnego stresu, bo to nowe miejsce, nowe Panie i dzieci, ale wiem też, że ten stres im szybko przejdzie, bo są po prostu na to przygotowane i samodzielne. Moje chłopaki potrafią korzystać z toalety, jeść bez odchodzenia od stołu cały posiłek i myć ręce. Dużo dało im przygotowanie w żłobku, ale nie myślcie drodzy rodzice, że za was ktoś to zrobi – bo to wy musicie zainicjować samodzielność, a żłobek lub przedszkole tylko wzmocni waszą pracę.
Co do spania w przedszkolu (lub żłobku), to trochę się zmieniło – dziecko ma możliwość spania w ciągu dnia i większość dzieci z tego korzysta, ale nie musi – przynajmniej ja tak mam. Potem tylko pytam opiekunek czy spały czy nie. Aha! zaczynam pisać bloga o trochę męskim spojrzeniu na sprawy rodziny. Serdecznie zapraszam: