Z perspektywy jedynaka
Miałam może z 5 lat, kiedy odkryłam, że czegoś mi brakuje. Wtedy właśnie postanowiłam poprosić mamę o…rodzeństwo, bo spojrzałam na świat z perspektywy jedynaka.
Mama obiecała, że kiedyś będzie.
Mijały kolejne lata, ja prosiłam po raz kolejny i nic. Z zazdrością patrzyłam na koleżanki i kolegów, jak bawią się z siostrami czy braćmi. Jak sobie dokuczają nawzajem i jak szybko zmieniają front, jeśli trzeba walczyć z rodzicami.
Czekałam rok, dwa, pięć, dziesięć, piętnaście – i nic. Rodzeństwa nie było. Cisza w eterze.
Mając prawie 20 lat straciłam nadzieję. Kompletnie.
Teraz mam 30kilka i nie żyję już nadzieją. Żyje z żalem w samej sobie. Z żalem, że nigdy tego rodzeństwa nie będę mieć.
Nie mam nikogo, z kim mogłabym ponarzekać na rodziców, pośmiać się z nich. Nie istnieje ktoś, kto wsparłby mnie wtedy, kiedy tego najbardziej potrzebuję, a mąż nie do końca rozumie o co mi chodzi.
Wiem, że kiedy zabraknie mamy, zostanę z tym sama, bo nikt tak jak rodzeństwo, nie będzie w stanie dzielić mojego bólu. Nikt nie będzie czuł tego, co ja czuję.
Z perspektywy czasu żałuję, że nigdy nie dane mi było poznać co to znaczy “to nie ja to zrobiłam, to ona”.
Życie jest przewrotne
Nie można być w 100% pewnym, że mając wspaniałe rodzeństwo i cudowny kontakt między sobą w dzieciństwie, będziecie go nadal mieli w dorosłym życiu.
Jak to wygląda z drugiej strony?
Byłam matką jedynaka przez ponad 5 lat. Był tylko on i my. Rodzina trzyosobowa. Skupieni w całości na jednym dziecku, czuliśmy się rodzicami idealnymi. Wynosiliśmy go na piedestał i chroniliśmy niczym ptasia matka chroni pisklaki. Momentami podrzucaliśmy do babci i nadal byliśmy jak beztroska, bezdzietna para, która żyje wyłącznie dla siebie. Kino, impreza, wyjazd – z jednym dzieckiem to wszystko było takie proste. Nic nie stało na przeszkodzie do realizowania nawet najbardziej odjechanych pomysłów.
I wtedy przypomniałam sobie tą małą dziewczynkę, która tak bardzo prosi o rodzeństwo. Która tak mocno chce poznać smak “to ona zrobiła”. Właśnie wtedy powiedziałam NIE. Tak nie może być. Nie chce by moje dziecko, za jakiś czas czuło dokładnie to samo co czuję ja. Perspektywa jedynaka jednak zdeterminowała moje postrzeganie świata.
Skąd więc czwórka dzieci?
Drugie dziecko było czymś naturalnym dla mnie. Zawsze chcieliśmy mieć dużą rodzinę. To był nasz plan.
Nie chcieliśmy poprzestać na dwójce. Chcieliśmy mieć dom pełen śmiechu, bałaganu, zabawek i krzyku. Taki kontrolowany chaos w naszym życiu.
W naszych wizjach najczęściej pojawiał się obraz wielkiego stołu wigilijnego, wokół którego siadają wszyscy ze swoimi rodzinami. Może przez to, że byłam jedynaczką, która zawsze podziwiała wielkie, amerykańskie świętowanie rodzinne w filmach komediowych, ta wizja nie dawała mi spokoju.
Czy urodziłam kolejne dziecko, bo chciałam, żeby pierworodny nie był sam?
Trochę może i tak, ale ja zawsze marzyłam o rodzinie dwa plus cztery. Zawsze widziałam siebie, jako “matkę wielu”. Patrzyłam na świat oczami jedynaczki i nie chciałam, by moje dziecko musiało na świat patrzeć podobnie.
Pomimo, że moje dzieciństwo było cudowne i nie zamieniłabym się z nikim, to jednak ta wizja bycia jedynakiem do końca życia, gdzieś nade mną wisiała i nie dawała spokoju.
Poniekąd pewnie właśnie to mocno wpłynęło na decyzję o tak licznej rodzinie i tak małej różnicy wieku pomiędzy rodzeństwem.
Czy kocham dzieci jednakowo?
TAK! Przy dzieciach miłość się nie dzieli! Miłość się mnoży. Każde ze swoich dzieci kocham tak samo! Wszystkie mają takie same względy i prawa. Cała czwórka jest dla mnie światem i tylko razem tworzą mój świat.
Jeśli zapytacie najstarszego czy fajnie mieć rodzeństwo – zawsze odpowie że super, tylko męcząco. Ja to potwierdzę, bo jak tu nie męczyć się jęczącymi siostrami, czy wiecznie marudzącym bratem, z którym dodatkowo trzeba dzielić pokój. Jak tu nie denerwować się, kiedy siostry nie pojmują, że to jest “terytorium męskie” i wstęp dla nich wzbroniony. To wszystko jest bardzo męczące, ale nie ma nic przyjemniejszego, jak mała siostra przytulająca się do starszego brata i mówiąca “kocham Cię Maciuś”
Czy inaczej wychowują się jedynaki?
Stanowczo tak.
Nasz syn miał ponad 5 lat, jak na świecie pojawił się drugi. Patrząc na wszystko z perspektywy czasu, każde kolejne dziecko wychowywało się zupełnie inaczej i w innym tempie. Każde następne, nabywało kolejnych umiejętności nieco szybciej, co było poniekąd wymuszone przez starszaki(nie rozumiemy co chcesz, przyjdź do nas jak będziesz wyraźnie mówić, a nie marudzisz). Dodatkowo u najstarszego, instynkty opiekuńcze są chyba na najwyższym możliwym poziomie i jego poczucie “bycia starszym bratem” stało się jego znakiem rozpoznawczym. Właśnie tą “opiekuńczością zdobywa serca nauczycielek i dziewczyn 😉
Drodzy rodzice. Nikt nie może Wam mówić ile dzieci powinniście mieć i czy powinniście mieć. To czy będziecie mieli jedno czy piątkę, zależy wyłącznie od Was. Jednak ja, z perspektywy bycia jedynaczką, uważam, że warto mieć tych dzieci więcej…ale Wy zrobicie to, co będziecie uważali za najlepsze dla Was!
10 komentarzy
Miałam 3 lata, kiedy rodzice zadbali o rodzeństwo dla mnie. Nigdy nie miałyśmy z siostrą bliskich relacji – a obecnie jesteśmy sobie niemal całkiem obce. Jestem mamą adopcyjną – a na rodzeństwo dla synka zdecyduję się tylko w przypadku, jeśli mama biologiczna urodzi kolejne dziecko. Jest nam idealnie rel, jak jest – czyli w modelu rodziny 2+1 🙂
I dokładnie to napisałam – każdy zrobi to, co dla niego samego będzie najlepsze 🙂
Nie masz czego żałować będąc jedynaczką. Serio. Ja mam brata 3 lata starszego. Mieszkamy w tym samym mieście, mamy własne rodziny a spotykamy się od święta i to u rodziców w mieście rodzinnym. Relacja między nami była tylko wtedy, kiedy chodziliśmy do podstawówki. Żadne wspólne wspieranie czy pogaduszki nie wchodziły w grę, lepiej było z przyjaciółmi. Nie wiem czy to kwestia wychowania czy charakteru, ale nie odczuwam, że posiadanie rodzeństwa to coś “och i ach”. Chyba tylko dla rodziców 😉
My mamy jedynaka, więcej raczej nie będzie. Lubię życie w trójkę, jest fantastycznie i tak prosto 😉 Kiedyś wspominał coś o rodzeństwie ale ostatnio cisza. Nie czuję, że robimy mu krzywdę. Z mojej perspektywy całkowicie inaczej to wygląda.
Między mną a moim bratem jest 1 lat. Niby jesteśmy z jednej matki, a jednak całkowicie obcy. Zero tematów do rozmowy, ot, grzecznościowe powitanie raz w roku przy świątecznym stole i tyle go widzę. czasem się zastanawiam, czy jednak nie mogę przywłaszczyć sobie miana jedynaczki…
Twój wpis jest dla mnie bardzo “na czasie”, chociaż chyba zmagam się trochę z innym problemem: wyboru pomiędzy “karierą” i rozwijaniem siebie, a zapewnieniem rodzeństwa dla Malucha. Przez cały czas powtarzałam, że ja na pewno nie będę mieć jedynaka, bo wiem jak super jest mieć siostrę a teraz… teraz, kiedy wreszcie zaczyna się robić normalnie i wychodzimy z pieluch będę musiała z powrotem w nie wskoczyć… Nie po drodze mi z tą myślą jest bardzo… Jestem w wielkim wewnętrznym konflikcie, ale takie wpisy jak Twój przekonują mnie, że kariera i samorozwój mogą poczekać, a zegar biologiczny jak tyka, tak może przestać…
Tak wiele zmiennych wpływa na naszą realcję z bliskimi, że ciężko jest przewidzieć, jaka byłaby Twoja. Z mojej perspektywy posiadanie rodzeństwa to niesamowita wartość i wyjątkowa więź – ja taką posiadam.
Każdy podejmuje decyzje odpowiednia dla niego – w kontekście ilosci dzieci – ja jednak szczerze namawiam do opcji >1 ?
Jestem najstarsza z trójki rodzeństwa. Czasem chciałam być jedynaczka ale teraz,gdy jestem prawie 60 letnią kobietą nie żałuję,że mam rodzeństwo. Zawsze byliśmy sobie bliscy,wspieramy się i pomagamy sobie. Mamy swoje rodziny ale one też są zżyte że sobą. Żałuję tylko,że sama mam tylko dwoje dzieci,bo lepiej jest mieć wiecej
Bardzo fajny wpis, Pozdrawiam 🙂
Ja z kolei jestem jedynaczka i nigdy nie chciałam mieć rodzeństwa. Cieszyłam się ze cała uwaga, czas i środki rodziców są poświęcane mnie. Nie każdy człowiek marzy o rodzeństwie i tez nie każde rodzeństwo ma ze sobą dobry kontakt dlatego uważam, ze nie warto mieć 2 dzieci tylko po to „żeby dziecko nie było jedynakiem”, zwłaszcza jeżeli sami marzymy o tym żeby wyjść z pieluch i mieć takie zycie jakie przy dwójce dzieci jest ciężkie do zrealizowania
Mam brata młodszego o 7 lat. Nigdy razem się nie bawiliśmy, moim i jego “rodzeństwem” byli rówieśnicy. Można o nas powiedzieć, że byliśmy dwójką “jedynaków” w domu. W dorosłym życiu mamy sporadyczny kontakt-nasze światy nadal się nie stykają. Równy podział opieki nad chorymi rodzicami jest utopią – ten obowiązek prawdopodobnie spadnie na mnie, ponieważ mieszkam blisko. Czy w przyszłości podział majątku po mamie i tacie nie skłóci mnie i brata? Posiadanie rodzeństwa jest dla mnie zbyt wyidealizowane.