Za nami intensywny weekend w szczególności niedziela. Rano wydelegowaliśmy najstarszego na obóz karate. Były łzy (Pani K), radość (Maciek) i obawa czy sobie poradzi (Pan K). Na szczęście jedzie już kolejny raz z tą samą ekipą, więc nie powinno być tak źle.
Po południu zawitaliśmy do magicznego miejsca. Dostaliśmy zaproszenie do „Teatru Małego Widza” w Warszawie. Ten cudowny „świat” mieści się przy ul. Jezuickiej 4 na Starówce. Po zejściu w dół, prosto do piwnic starych kamienic, pojawia nam się ceglane cudo. Ciepłe wnętrza, królujący pomarańcz, przemiłe panie i co najważniejsze wszystko „zrobione” pod małych widzów. Do tego teatru można wybrać się już z rocznym maluchem, bo to właśnie z myślą o takich szkrabach powstała ta scena.
W środku dwa główne pomieszczenia. Jedno – to w którym odbywa się przedstawienie i drugie – w którym dziecko zatapia się w tysiącu zabawek i może z nimi robić co tylko zechce.
W korytarzu poczęstunek – miłe zaskoczenie. Menu dziecięce czyli soczki, czekoladki, żelki.
Krysia i Marcel wkraczali nieśmiało, ale już po chwili zawładnęli drewnianymi klockami i zapomnieli o istnieniu tatusia i mamusi.
Po chwili zabawy przemiła Pani zaprasza nas do drugiej sali. Jeszcze tylko prośba do rodziców, żeby maluchy nie wchodziły pod nogi aktorom w trakcie przedstawienia i zaczynamy.
Przedstawienie pt: “Cztery Pory Roku” ( http://www.teatrmalegowidza.pl )
Na scenie Pani ubrana na biało i kilka płacht materiału wiszącego na sznurkach. W rogu siedzi jeszcze jedna Pani, otoczona tysiącem dziwnych (i mniej dziwnych) instrumentów.
Siadamy w pierwszym rzędzie. Na próżno szukać tu numerowanych miejsc czy foteli typowych dla teatrów. Siadamy na miękkich materacach – rewelacja.
Światła gasną, zaczyna się. Pani ubrana na biało to wulkan energii. Skacze, tańczy, uśmiecha się. Robi wszystko, żeby zwrócić uwagę wymagającego widza.
Muzyka jest na żywo – żadne płyty czy taśmy. Wszystko na żywo wykonuje wcześniej wspomniana „pani z instrumentami”. Jak zaczyna „wyśpiewywać” i „wygrywać” „Cztery Pory Roku” – Vivaldiego to i ja i Pan K mamy dreszcze. Cudo.
Maluchy siedzą w bezruchu z szeroko otwartymi oczami. Przy kolejnym utworze, Krysia podryguje w rytm muzyki. Marcel statecznie uśmiecha się co chwila.
Koniec przedstawienia – „Pani ubrana na biało” wciąga dzieciaki do zabawy na scenie. Latają pióra, kwiatki, liście. Dookoła masa baniek mydlanych. Nasze misiaki potrafią tylko powiedzieć „ojejuuuu” i latają za kolejnym piórkiem.
Potem dostrzegają instrumenty – można na nich pograć, dotykać a nawet polizać, jak kto chce.
Jak można było się spodziewać, obydwojgu do gustu przypada bębenek i ochoczo w niego uderzają, przyprawiając mnie o ból uszu.
Sala powoli pustoszeje, ale Marcel stwierdza, że zabawa klockami jeszcze się nie skończyła – przechodzimy więc do sali z zabawkami. Nikt nas nie popędza, nikt nie spogląda nerwowo na zegarek, bo powinniśmy już wyjść. Dzieciaki bawią się spokojnie. Pan K rysuje na ogromnych kartonach, rozłożonych na podłodze, dzieło dla Krysi.
W końcu udaje nam się namówić maluchy na wyjście (argument – Hania w domu głodna z babcią siedzi jakoś do nich nie trafiał).
Udajemy się w stronę schodów, a tu niespodzianka – dzieciaki dostają jeszcze wielkie torby z prezentami. Są wniebowzięci. Książki, kolorowanki i to każdy ma swój zestaw więc nie ma kłótni.
Jeszcze tylko mały spacerek do auta, w trakcie którego Marcel bawi się z Krysią w berka i non stop krzyczy.
Podsumowując – jeśli jesteście rodzicami dzieciaków w wieku 1 -10 lat musicie koniecznie odwiedzić Teatr Małego Widza. To niezapomniana podróż w krainę magii. Zupełnie inny świat, którego na co dzień nie zauważamy.
To była nasza pierwsza wizyta, ale z pewnością nie ostatnia.
Fotorelacja poniżej….
Dobranoc
Pani K
PS: Nie wiem tylko czy następnym razem Pan K nie zostanie z Hanią w domu, bo śliczna artystka nad wyraz przykuła jego uwagę…
1 comment
Znam teatr dobrze, ale już mam synka za dużego na ich przedstawienia. Byliśmy na wszystkich, oprócz spektaklu, o którym piszesz. To od tego miejsca zaczęliśmy swoją przygodę z teatrem.